Na toczącym się przed sądem w Los Angeles procesie Conrada Murraya, osobistego lekarza Michaela Jacksona, świadek Kathy Jorrie oświadczyła, że Murray wielokrotnie zapewniał ją, iż stan zdrowia Jacksona "jest doskonały". Przeczy to wcześniejszym zeznaniom Kenny'ego Ortegi, dyrektora planowanego tournee piosenkarza, według którego Jackson na kilka dni przed śmiercią w czerwcu 2009 roku był bardzo słaby.

Reklama

Murray jest oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci piosenkarza.

"Dr Murray mówił mi wielokrotnie, że Michael Jackson jest całkowicie zdrowy, w doskonałym stanie" - mówiła Jorrie, która zeznawała w drugim dniu procesu. Dodała, że lekarz zapewniał ją o tym aż do dnia poprzedzającego śmierć piosenkarza.

Jorrie, która jest adwokatem, pracowała w czerwcu 2009 r. nad treścią kontraktu między Jacksonem, Murray'em i organizatorem planowanych koncertów Jacksona w Londynie, firmą AEG Live. Koncerty miały być triumfalnym powrotem artysty na światowe sceny po kilku latach przerwy.

Reklama

Według bliskiego współpracownika Jacksona, Micheala Amira Williamsa, piosenkarz był prawie do końca w dobrym nastroju, rozmawiał z fanami przed swoim domem a próbę generalną koncertu widzowie ocenili jako "zachwycającą". Przygotowania do wyjazdu do Londynu szły pełną parą.

Dopiero w dniu tragicznych wydarzeń Williams - jak zeznał - otrzymał telefon od zdenerwowanego Murray'a, który powiedział mu aby natychmiast przyszedł do rezydencji Jacksona. Po przyjściu zobaczył jak lekarz usiłował reanimować nieprzytomnego piosenkarza.



Reklama

Natomiast Ortega zeznał, że na kilka dni przed śmiercią Jackson przyszedł na próbę osłabiony, rozkojarzony i w złym stanie psychicznym. "Bardzo się martwiłem o zdrowie Jacksona. Był bardzo słaby i niepewny" - powiedział Ortega, który był odpowiedzialny za przygotowanie tournee piosenkarza "This Is It".

Proces Murray'a, który jest specjalistą kardiologiem, rozpoczął się we wtorek w Los Angeles. Prokuratura zarzuca mu, że spowodował śmierć piosenkarza, podając mu propofol, silny środek znieczulający, co miało ułatwić zaśnięcie, i nie monitorując następnie stanu Jacksona we właściwy sposób. Zdaniem prokuratury, powołującej się na opinie biegłych, lekarz w ogóle nie powinien był podawać propofolu w warunkach domowych, gdyż środek ten można bezpiecznie stosować tylko w szpitalu.

Murray zaprzecza oskarżeniu. Jego obrońca, Ed Chernoff, powiedział przed sądem, że piosenkarz sam doprowadził się do śmierci. Adwokat argumentował, że Jackson rankiem w dniu swej śmierci połknął kilka pigułek lorazepamu (środka o działaniu przeciwlękowym i uspokajającym) a potem sam zażył jeszcze propofol.

Kardiologowi, jeśli zostanie uznany za winnego, będzie grozić do czterech lat więzienia.