Wotum zaufania, połączone w Senacie z głosowaniem nad rządowym dekretem na temat rozwoju gospodarczego, zostało jednak uchwalone, ponieważ parlamentarzyści ugrupowania Berlusconiego wyszli z sali. Ich decyzję o tym, by nie brać udziału w głosowaniu, odebrano jako sygnał pierwszego wyraźnego sprzeciwu wobec kryzysowego gabinetu ekspertów, który Lud Wolności coraz bardziej krytykuje.

Reklama

Wycofaniem poparcia dla apolitycznego rządu były premier zagroził już w listopadzie. Czwartkowe wydarzenia w Senacie to zdaniem komentatorów pierwszy element nowej polityki Ludu Wolności. To rozbudziło natychmiast debatę, czy centroprawica medialnego i finansowego magnata chce doprowadzić do upadku rządu Montiego jeszcze przed zakończeniem jego kadencji na wiosnę przyszłego roku i wymusić w ten sposób przyspieszenie wyborów parlamentarnych.

To zmiana stanowiska wobec rządu, polegająca na wstrzymywaniu się od głosu - wyjaśnił szef klubu Ludu Wolności w izbie wyższej Maurizio Gasparri. Politycy tej partii zapowiadają, że tak samo zachowywać się będą w Izbie Deputowanych. Po głosowaniu w Senacie jego przewodniczący Renato Schifani z partii Berlusconiego oświadczył: To wydarzenie nieobojętne, poinformuję o tym prezydenta Republiki.

Centrolewicowa Partia Demokratyczna, która deklaruje, że będzie wierna rządowi Montiego "do końca", uważa, że konieczne jest wyjaśnienie sytuacji, czy dysponuje on nadal poparciem parlamentarnej większości. Przewodnicząca klubu tej partii w Senacie Anna Finocchiaro oświadczyła, że jeśli okaże się, że rząd nie ma już tego poparcia, premier powinien udać się do Kwirynału na rozmowę z prezydentem Giorgio Napolitano.

Reklama

Udanie się do Kwirynału to w języku włoskiej polityki synonim groźby kryzysu rządowego. Mniejsze centroprawicowe ugrupowania, popierające rząd Montiego i już zabiegające o to, by premier pozostał na stanowisku po przyszłorocznych wyborach, zarzuciły Ludowi Wolności nieodpowiedzialność. Oto powrócił Silvio Berlusconi. Chce się przywrócić obłęd, w jakim byliśmy pogrążeni - powiedział lider Unii Centrum Pier Ferdinando Casini.

W środę wieczorem Berlusconi, 76-letni były trzykrotny premier, oświadczył po naradzie kierownictwa swego ugrupowania, że gotów jest ponownie kandydować na stanowisko szefa rządu, gdyż czuje się do tego zmuszony przez coraz gorszą jego zdaniem sytuację gospodarczą Włoch. Jestem zarzucany prośbami od moich zwolenników, bym jak najszybciej ogłosił mój powrót - stwierdził.

Sytuacja dzisiaj jest znacznie cięższa niż przed rokiem, kiedy opuściłem rząd z poczucia obowiązku i z miłości do mego kraju - podkreślił Berlusconi. Następnie przedstawił bolesną, jak sam przyznał, ocenę stanu kraju: Włochy stoją nad przepaścią. Gospodarka jest wycieńczona, jest o milion bezrobotnych więcej, dług publiczny rośnie, siła nabywcza pieniądza spada, podatki są na poziomie nie do zniesienia.

Nie mogę pozwolić na to, aby mój kraj wpadł w spiralę recesji bez końca. Tak dalej być nie może - dodał Berlusconi, który wcześniej deklarował, że nie będzie już więcej kandydował na premiera i proponował organizację prawyborów w połowie grudnia, które wyłoniłyby kandydata jego centroprawicy w wyborach parlamentarnych w przyszłym roku.