Największy tygodnik katolicki na świecie, włoska "Famiglia Cristiana", ostrzegł przed latającą katastrofą, jak nazwał Silvio Berlusconiego, b. trzykrotnego premiera, który chce powrócić do gry, uznając go za odpowiedzialnego za włoski kryzys gospodarczy. Wcześniej, w poniedziałek, przewodniczący Konferencji Episkopatu Włoch, kard. Angelo Bagnasco, jasno wyraził stanowisko wobec wypowiedzi Berlusconiego, z których wynikało, że rozważa on kandydowanie w przyszłorocznych wyborach, aby stanąć po raz czwarty na czele włoskiego rządu.

Reklama

Jestem wstrząśnięty brakiem odpowiedzialności u tych, którzy postanowili zadbać o swoje własne interesy, gdy dom wciąż płonie - powiedział, ustosunkowując się do zamiarów polityka skazanego w pierwszej instancji za korupcję. Jak twierdzą eksperci, "strategią", która najdotkliwiej podkopała gospodarkę Włoch za rządów najbogatszego włoskiego przedsiębiorcy, jakim jest Berlusconi, było daleko idące złagodzenie polityki ścigania oszustw podatkowych, za które sądzony był kilkakrotnie sam szef rządu.

Nikt nie ma pewności co do rzeczywistych intencji byłego premiera. Zapowiedział udział w wyborach 2013 roku, po czym w środę oznajmił, że rozważy wycofanie się, jeśli wystartuje w nich obecny premier, Mario Monti. Po kolejnej zmianie deklarowanych zamiarów Berlusconiego - podkreślają światowe agencje - we Włoszech zapanowała głęboka konfuzja.

Berlusconi uzależnił wycofanie swej kandydatury od spełnienia przez Montiego trudnych do przyjęcia warunków. Musiałby bowiem zgodzić się na przewodzenie konserwatywnej koalicji rządowej z udziałem wszystkich sił, które dotąd popierały jego przeciwnika: wśród nich ultrakonserwatywnej i ksenofobicznej Ligi Północnej. W całej Europie liderzy, którzy doprowadzili kraj do kryzysu gospodarczego, schodzą ze sceny. Jednak tylko we Włoszech taki niegdysiejszy polityk, Berlusconi, marzy o powrocie - napisała we wtorek "Famiglia Cristiana", pismo episkopatu Włoch o nakładzie blisko miliona egzemplarzy.

Reklama

Z ludzkiego punktu widzenia, to zrozumiałe: być nazwanym +mumią+ albo uważanym za swego rodzaju +latającą katastrofę+ - słusznie czy nie - nikomu się nie podoba - dodaje "Famiglia Cristiana". Jednak tylko we Włoszech taki dawny polityk może śnić o recyklingu i niewykluczone, że niektórzy (wielu?) będą na niego głosować - ostrzega tygodnik.

Tygodnik Konferencji Episkopatu Włoch w kilku tekstach przedstawiał ostatnio rezultaty rządów Berlusconiego. M.in. w relacji na temat najnowszej książki dziennikarki i pisarki, Nunzii Penelope Bogaty kraj zamieszkany przez biednych: "Kraj jest dramatycznie podzielony. (...) Mieszkanie, szkoła i ochrona zdrowia, to luksus dla coraz większej liczby Włochów, (...) którzy muszą wybierać między posiadaniem dzieci a pracą.

Taką sytuację zastał Mario Monti, gdy stanął na czele gabinetu technokratów, aby oddalić ryzyko kryzysu gospodarczego w greckim stylu. Jak podkreśla Reuters, Kościół, który był blisko Berlusconiego niemal do końca jego rządów (upadły w listopadzie 2011 r.), obecnie całkowicie zmienił stanowisko. Mimo niezliczonych skandali politycznych i seksualnych - przypomina Reuters - Kościół uważał Berlusconiego za mniejsze zło wobec zagrożenia legalizacją małżeństw homoseksualnych i eutanazji oraz kwestii bioetycznych związanych z in vitro.

Reklama

W swej czwartkowej depeszy agencja, powołując się na katolickiego pisarza włoskiego, Andreę Tornielliego, opiniuje, że obecnie Watykan postawił sprawę jasno: uważa Berlusconiego za relikt polityczny i czuje się zaalarmowany jego populistycznymi wyskokami, jak na przykład twierdzeniem, że korzenie włoskich problemów gospodarczych tkwią w Niemczech.

Kościół byłby zadowolony, gdyby Monti stał się własnym następcą jako premier rządu albo przynajmniej odgrywał ważną rolę w przyszłym rządzie. Prawdopodobny przyszły premier, centrolewicowy przywódca i były komunista Pier Luigi Bersani, jako młody człowiek był antyklerykałem. W tych dniach oświadczył jednak w debacie publicznej, że jednym z jego bohaterów był Jan XXIII, papież, który 50 lat temu zreformował Kościół i którego uważa za jednego z wielkich prekursorów postępu w XX wieku.