Zakonnicy – jak często w historii Societas Jesus – wracają w ciężkim dla Kościoła czasie. Jako korpus ekspedycyjny odkrywali Nowy Świat. Później odegrali kluczową rolę w kontrreformacji i walce z oświeceniową ateizacją Europy. Współcześnie stanowili awangardę Soboru Watykańskiego II. Dziś elitarne zgromadzenie ma szansę nadać katolicyzmowi nowe oblicze.
Jezuici zawsze byli zakonem intelektualistów. Wywodziło się z niego wielu uczonych duchownych, także działających na polach nauk świeckich. Przy całej swojej intelektualnej potędze byli w przeciwieństwie do dominikanów bardzo skromni. To też jest charakterystyczny rys członków zakonu: wszyscy jezuici, jakich znam, to ludzie z niezwykłym szacunkiem dla drugiego człowieka – mówi prof. Józef Baniak, religioznawca z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Na przestrzeni wieków z szeregów zakonu rekrutowali się uczeni z szerokiego wachlarza dziedzin, od astronomii przez botanikę po językoznawstwo. Choćby tacy jak niemiecki astronom Christoph Scheiner, który kłócił się z Galileuszem o to, kto pierwszy odkrył plamy na Słońcu; włoski fizyk Francesco Maria Grimaldi, który wymyślił termin dyfrakcja (opisujący rozproszenie światła); niemiecki biolog Athanasius Kircher, który jako jeden z pierwszych postawił tezę, że choroby powodują mikroskopijne organizmy, czy czeski astronom Christian Mayer, który był jednym z pierwszych badaczy gwiazd podwójnych. Najsłynniejszy jest jednak Pierre Teilhard de Chardin, paleontolog i filozof, który starał się pogodzić teorię ewolucji z nauką Kościoła. Z zakonu rekrutowali się też naukowcy polskiego pochodzenia, jak astronom Alexius Sylvius Polonus i polski misjonarz w Chinach Michał Boym, który zajmował się botaniką i zoologią.
Zamiłowanie do wiedzy jest jednym z fundamentów, na których oparty jest zakon. I to nie tylko do jej zdobywania, lecz także przekazywania. Jezuici prowadzą na świecie wiele szkół. W Polsce krakowską Akademię Ignatianum. Drugim filarem formacji jest działalność misyjna. – Święty Ignacy uważał, że zakon ma być apostolski, to znaczy zdobywać nowych uczniów dla Chrystusa i to jest charakterystyczny rys zakonu obecny w jego ponad 450-letniej historii. Jezuici są posyłani na rubieże chrześcijaństwa, jesteśmy obecni w Nowym Świecie, Japonii, Chinach. Łącznie – w ponad 120 krajach – mówi ks. Adam Żak, były prowincjał jezuitów na Polskę południową i były asystent generała ds. Europy Środkowo-Wschodniej.
Reklama

Forpoczta historii

Reklama
Od momentu założenia zakonu w 1540 r. przez Hiszpana Ignacego Loyolę jezuici zawsze byli w centrum ważkich wydarzeń historycznych. Europejczycy właśnie odkryli i zaczęli kolonizować Nowy Świat, więc mający zdobywać nowych uczniów dla Chrystusa zakonnicy wsiedli na galeony i stali się korpusem ekspedycyjnym katolicyzmu. Gdy w Europie szalała reformacja, jezuici wyruszyli na dwory monarsze i magnackie, zdobywając poparcie dla wiary. Na ironię zakrawa fakt, że Jorge Mario Bergoglio przybrał imię Franciszka, chociaż ponad 200 lat temu to papież franciszkanin kasował zakon. Klemens XIV robił to pod wpływem europejskich władców, którzy uznali, że jezuici zdobyli zbyt duże wpływy polityczne zagrażające ich własnym. 40 lat po kasacji zakon pospiesznie restaurowano w obawie przed wpływem rewolucji francuskiej. Jezuici – tak samo jak w okresie kolonizacji Nowego Świata i reformacji – znów mieli się stać służbą specjalną Kościoła do walki z ateizującym Europę postępem.
Szczyt potęgi zakonu przypada na lata po drugiej wojnie światowej, kiedy wydał wielu wpływowych myślicieli. Razem stanowili prąd intelektualny, znany pod nazwą nouvelle theologie, czyli nowej teologii. Sytuacja w Kościele dojrzewała do tego, aby zwołać Sobór Watykański II, który miał ukształtować katolicyzm na nadchodzące dziesięciolecia. Znalazł się on pod znacznym wpływem jezuitów. – Brało w nim udział tylu członków tego zgromadzenia, że można wręcz powiedzieć, że był on ich dziełem – mówi prof. Stanisław Obirek, sam były jezuita. Do najważniejszych należeli Henri de Lubac, główny ekspert od spraw teologii, którego ślad myśli widać w wielu oficjalnych dokumentach soborowych. Karl Rahner, którego koncepcja anonimowego chrześcijaństwa, czyli obecności wartości chrześcijańskich w innych religiach świata, stała się podstawą dla ekumenicznego dialogu. A także John Courtney Murray, pod wpływem którego powstała deklaracja wolności religijnej Dignitatis humanae.
Pod koniec Soboru Watykańskiego II zakon liczył 35 tys. członków. Niestety, wkrótce liczba powołań spadła, a wiatry ideowe zaczęły wiać w Watykanie w inną stronę. Nieprzychylny zakonnikom stał się przede wszystkim papież Polak. – Jan Paweł II, który wyszedł z Kościoła konserwatywnego, odsunął jezuitów od władzy. Otoczył się zaufanymi członkami Opus Dei, które jest całkowitym ich przeciwieństwem – mówi prof. Obirek. – Pamiętam, jak charyzmatyczny generał zakonu, Bask Pedro Arrupe, by dowiedzieć się, czego papież oczekuje od jezuitów, musiał jak każdy wierny chodzić na pl. Świętego Piotra – mówi profesor.
Co spowodowało taki spadek znaczenia Towarzystwa Jezusowego? Po śmierci Arrupego Jan Paweł II – wbrew tradycji – wyznaczył zakonowi namiestnika, w dodatku konserwatystę, który miał uspokoić panujące w nim nastroje i odwrócić panujące wówczas tendencje. W tym czasie wielu zakonników mocno zaangażowało się w teologię wyzwolenia. Ta koncepcja, której autorami byli jezuici z Ameryki Łacińskiej, zakładała poprawę losu biednych i uciskanych ludów przy pomocy chrześcijaństwa. Ponieważ ruch intensywnie się rozwijał, wkrótce znalazł się na celowniku Kongregacji Nauki Wiary. Przewodził jej wówczas niemiecki kardynał Joseph Ratzinger, który potępił elementy doktryny.
Prof. Stanisław Obirek uważa, że Stary Kontynent wyrządził krzywdę zakonowi w Ameryce Łacińskiej. – To nie był ruch w sensie politycznym, tylko walka o godność człowieka. Jezuici chodzili do faveli czytać z ludźmi Biblię, a konkretnie Księgę Wyjścia, przypowieść o wyjściu z opresji. To ona była podstawowym tekstem, a nie jak głosi obiegowa opinia, „Kapitał” Marksa. Nawet wydana po polsku w latach 70. „Teologia wyzwolenia” wyraźnie we wstępie mówi, że analiza marksistowska jest traktowana jako metoda, a nie wyrocznia. Fatalnym nieporozumieniem były więc oskarżenia, także ze strony europejskich jezuitów, że teologia wyzwolenia to jest marksizowanie, zdrada chrześcijaństwa czy romans z Rosją bolszewicką – przekonuje prof. Obirek.
Spór o to, jaką rolę w spadku znaczenia jezuitów odegrała teologia wyzwolenia i czy europejskie interpretacje były słuszne, trwa do dzisiaj. Jedno jest pewne – jezuici usunęli się w cień i utracili status głównej siły napędowej Kościoła.

Po pierwsze filozofia

Nie tylko rola historyczna zakonu jest wyjątkowa. Nietypowa jest także sama formacja jezuicka. Nowicjat, czyli okres próbny, trwa tutaj dwa lata. Po złożeniu po raz pierwszy ślubów wieczystych przyszły zakonnik obowiązkowo przez trzy lata musi studiować filozofię, po czym następują dwa lata praktyki apostolskiej. Może nią być praca w Radiu Watykańskim lub w jezuickich szkołach. Zdarza się też, że zostanie wysłany na misję, chociażby do Zambii. Po powrocie czekają go dalsza edukacja i co najmniej czteroletnie studia teologiczne. Podstawowa formacja do święceń kapłańskich trwa 10 lat, więc rzadko który jezuita jest wyświęcany przed 30. rokiem życia. Święcenia kapłańskie nie są końcem przygotowań do pełnego życia zakonnego. Musi się jeszcze odbyć trzecia probacja, czyli trzecia próba. Ks. Żak tłumaczy ją jako nowicjat dla dorosłych, którzy już są po święceniach. Jezuici, w odróżnieniu od innych zakonów, śluby wieczyste składają dwukrotnie.
Tym, co jeszcze wyróżnia jezuitów, są też wielkie rekolekcje albo ćwiczenia duchowe św. Ignacego. To 30-dniowy czas milczenia i kontemplacji, kiedy nie można korzystać z telewizji czy radia. Dopuszczalne są lektury, ale raczej takie, które „sycą duszę”, np. dokumenty soborowe. Czas ten podzielony jest na tygodnie, które jednak nie muszą się pokrywać z kalendarzowymi. Pierwszy ma osiem dni, po czym następują dwa dni odpoczynku, kiedy organizowana jest wycieczka. Następnie znowu siedem dni milczenia i tak aż do 30. dnia. Takie spotkania są obowiązkowe dwa razy – pierwszy raz w nowicjacie, 6–7 miesięcy po wstąpieniu do zakonu, a drugi raz podczas trzeciej probacji. Ale i ta rygorystyczna ścieżka duchowa może nie wystarczać, by sprostać wyzwaniom współczesnego świata.
Dwa pytania, na które muszą sobie odpowiedzieć wszystkie zakony, nie tylko jezuici, brzmią: jaki ma być dzisiaj zakonnik i czy formacja zakonna jest w ogóle potrzebna? – podsumowuje prof. Baniak. – Zakony powoli się desakralizują, popadają w materializm, upodabniają do świeckich. Kiedy pytamy ludzi, jaki powinien być zakonnik, odpowiadają: inny niż ksiądz parafialny. Pompa biskupów kłuje ludzi w oczy. Wierni chcieliby, żeby ubóstwo było nie tylko pojęciem, lecz rzeczywistością – dodaje. A temu właśnie wydaje się hołdować nowy papież – jezuita Franciszek.