Do zatrzymania doszło w restauracji, w której dziennikarz siedział ze znajomymi. Podeszło do niego kilku funkcjonariuszy FSB i zażądało, by poszedł z nimi na komisariat.

Wacław Radziwinowicz zadzwonił jeszcze do redakcji, po czym kontakt z nim się urwał. Teraz nie odbiera żadnego z telefonów, które ma przy sobie, prawdopodobnie jest na komisariacie. - Uruchomiliśmy wszystkie kanały dyplomatyczne i dziennikarskie, ale sytuacja jest na tyle trudna, że na Krymie nie na dzisiaj żadnych niezależnych dziennikarzy, ani dyplomatów, którzy mogliby w jakikolwiek sposób pomóc - relacjonował Roman Imielski, sekretarz "Wyborczej".

Reklama

Po kilku godzinach FSB wypuściła dziennikarza - poinformował Imielski w TVN24.

Radziwinowicz w ostatnich dniach robił materiały o Tatarach Krymskich, którzy przygotowują się do 70. rocznicy deportacji z Krymu. Jest wieloletnim korespondentem "Gazety Wyborczej" w Moskwie, na Krymie przebywa legalnie. Ma wszystkie wymagane przez władze rosyjskie dokumenty.

Reklama

Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski od razu po zatrzymaniu korespondenta napisał na Twiterze, że resort prowadzi intensywne działania dyplomatyczne w celu wyjaśnienia sytuacji korespondenta.