Tekst w dziale opinie "The Washington Post" to przeredagowane przemówienie Jamesa Comeya, wygłoszona przez niego w środę w Muzeum Holokaustu w stolicy Stanów Zjednoczonych. Dyrektor FBI mówił o swoich rodzinnych korzeniach. Jako potomka irlandzkich katolików, przyznawał, holokaust zawsze go prześladował. To - jak mówił - stawiało kolejne pytania o sens życia i cierpienia.

Reklama

James Comey podkreślił, że zagłada Żydów podczas II wojny światowej jest najbardziej znaczącym wydarzeniem w historii ludzkości. Jak wyjaśniał, przejawia się to na dwa sposoby. Pierwszy - wyliczał Comey - dotyczy tego, że holokaust był najstraszliwszym pokazem w światowej historii nieludzkości. Drugą przesłanką znaczenia holokaustu jest to, że Coney, jako dyrektor FBI, nakazał wszystkim nowym agentom Federalnego Biura Śledczego, by obowiązkowo odwiedzali waszyngtońskie Muzeum.

Za chorymi i złymi ludźmi, sprawcami Holokaustu, szli także ludzie, którzy kochali swoje rodziny, nosili zupę choremu sąsiadowi, chodzili do kościoła i wspierali cele charytatywne - mówił James Comey. Dobrzy ludzie pomogli zabić miliony - stwierdził szef FBI. W jego ocenie holokaust pokazał, że jako ludzie jesteśmy w stanie zrezygnować z indywidualnej moralności, poddając się władzy grupy, jesteśmy w stanie przekonać się do prawie wszystkiego.

Jak dodał, w ich mniemaniu, mordercy i ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i wielu, wielu innych miejsc nie zrobili czegoś złego. Przekonali siebie do tego, że uczynili to, co było słuszne, to, co musieli zrobić.

Reklama

In their minds, the murderers and accomplices of Germany, and Poland, and Hungary, and so many, many other places didn’t do something evil. They convinced themselves it was the right thing to do, the thing they had to do. That’s what people do. And that should truly frighten us
- James Comey w "The Washington Post".

Na te słowa zareagował swoim listem protestacyjnym Ryszard Schnepf, ambasador Polski w Waszyngtonie. "Sformułowania o Polsce niedopuszczalne" - skomentował na Twitterze rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski.