Turcja poprosiła o pilną naradę, by poinformować o podjętych przez siebie działaniach przeciwko dżihadystom. Ankara powołała się na artykuł 4 Traktatu Północnoatlantyckiego. Mówi on, że sojusznicy będą się konsultować, jeśli któryś z nich uzna, że zagrożona jest jego integralność terytorialna lub zagrożone jest bezpieczeństwo.

Reklama

Tego typu narady są organizowane bardzo rzadko. W przeszłości Turcja prosiła o nie trzykrotnie - w 2003 roku podczas wojny w Iraku i dwa razy w 2012 roku, kiedy Syria ostrzeliwała jej terytorium.

W ubiegłym roku o pilną naradę poprosiła Polska, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Samo spotkanie w ramach artykułu 4 nie oznacza automatycznie działania w obronie któregoś z sojuszników, co zapisano w artykule 5. Zapis ten przewiduje, że napaść na jednego z nich jest atakiem na całe NATO.

Sytuacja w tych rejonach jest najpoważniejsza od kilku lat. Napięcie wzrosło po poniedziałkowym zamachu w mieście Suruc przy granicy z Syrią. W eksplozji, o którą oskarżono Państwo Islamskie, zginęły 32 osoby. Krótko po tym kurdyjscy bojownicy zabili w odwecie dwóch tureckich policjantów, a turecka armia w odpowiedzi rozpoczęła naloty i bombardowania na cele zarówno Państwa Islamskiego w Syrii, jak i Partii Pracujących Kurdystanu w Iraku. Tym samym Ankara, która dotąd nie angażowała się w konflikt z Państwem Islamskim, otworzyła dwa fronty.

Reklama

Kurdowie, którzy teraz także są atakowani, oświadczyli, że porozumienie pokojowe zawarte przed trzema laty przestaje obowiązywać. Do tureckiego premiera zadzwonił premier irackiego Kurdystanu Masud Barzani i zażądał przerwania nalotów. Przeciwko bombardowaniom zaprotestował także Iran.

Wcześniej Ankara poinformowała, że w wyniku szeroko zakrojonej operacji w całym kraju, zatrzymano prawie 350 osób oskarżanych o związki zarówno z kurdyjskimi bojówkami jak i z fanatykami z Państwa Islamskiego. Władze w Ankarze wysłały też do ONZ list, w którym wyjaśniają, dlaczego rozpoczęto naloty na pozycje Państwa Islamskiego. Według informacji agencji Reuters, zastępca tureckiego ambasadora przy ONZ powołał się na artykuł 51 Karty Narodów Zjednoczonych i argumentował, że rząd syryjski w Damaszku nie może i nie chce walczyć z islamistami, którzy stanowią zagrożenie dla Turcji.