Pociąg jadący do Niemiec został zatrzymany w Brzecławiu, niewielkim miasteczku na Morawach. Policja wyprowadziła z niego uchodźców, podzieliła ich na grupy, a następnie - jak tłumaczyli funkcjonariusze: dla porządku - wpisała im niezmywalnymi flamastrami numery na ramionach.

Reklama

Po co takie oznaczenia? Jak twierdzili pracownicy chodziło o zapisanie numeru pociągu. Jednak skojarzenia, które wzbudziła czeska akcja porządkowa, były jednoznaczne. Obrońcy praw człowieka porównali to do nadawania numerów w obozach koncentracyjnych podczas II wojny światowej. Sytuacja wywołała wiele kontrowersji, tym bardziej że w zatrzymanej grupie było bardzo wiele rodzin z małymi dziećmi. Funkcjonariusze starali się mówić po angielsku, jednak wiele z przyjezdnych nie rozumiało, co się z nimi dzieje.

Pod dworcem czekały autobusy, którymi uchodźców przewieziono do komisariatów m.in. w pobliskim Brnie i Hodoninie. Część z imigrantów - z uwagi na dużą liczbę osób - została zgromadzona w szkolnych salach gimnastycznych, wybudowano też miasteczko namiotowe. - Staramy się sprawdzić ich dokumenty, potwierdzić tożsamość i to, czy prosili już gdzieś o azyl, a to będzie trochę trwało - tłumaczyła w dzienniku "Mlada Fronta Dnes" Kateřina Rendlová, rzeczniczka straży granicznej.

Sami imigranci skarżyli się, że zostali wysadzeni z pociągu mimo że mają aktualne bilety i policja z Budapesztu, skąd jechali, pozwoliła im wsiąść na pokład.

Reklama

Premier Bohuslav Sobotka argumentował, że Czesi działają zgodnie z międzynarodowymi umowami. Jednak, jak wskazują dziennikarze "Lidovych Novin", w innych krajach policja postępuje inaczej. Węgierscy, słowaccy czy austriaccy funkcjonariusze pozwalali przejechać imigrantom do Niemiec, które większość z nich wybrała jako miejsce docelowe.

"To nie jest kraj dla imigrantów"

W Czechach kwestia imigrantów od początku wywołuje wiele kontrowersji. W tym tygodniu były prezydent Vaclav Klaus stwierdził, że jeżeli Europa chce popełnić samobójstwo, przyjmując nieograniczoną liczbę uciekinierów, niech sobie to robi. - Ale nie za naszą zgodą - apelował. I przekonywał, że czescy naukowcy, którzy podpisali apel przeciwko ksenofobii, to nie są czescy naukowcy, tylko polityczni agitatorzy.

Ostre były też pierwsze reakcje po ogłoszeniu limitów przyjęć imigrantów. Na placu Wacława w centrum Pragi odbyła się demonstracja, w czasie której skandowano "Czechy dla Czechów", zaś na plakatach widniały napisy: "Mamy dość własnych problemów", "Terrorysto islamisto idź precz", a część z protestujących miała ze sobą makiety szubienic z napisem "dla zdrajcy ojczyzny".

Niedawno zaś głośno było o przypadku jednego z właścicieli włoskiej restauracji, który ogłosił na Facebooku: "Dla imigrantów nie gotujemy".

Reklama

Są jednak i gesty przychylności wobec uchodźców. Podczas organizowanej niedawno w Pradze zbiórki torby z ubraniami, zabawkami oraz artykułami pierwszej potrzeby wypełniły przeznaczoną na to salę w zaledwie dwie godziny.