Według Lenty.ru, naloty na pozycje terrorystów w pobliżu miasta Rekka, które Państwo Islamskie ogłosiło swoją stolicą spowodowały wybuch paniki. Bojownicy ewakuują rodziny do położonego w Iraku Mosulu.

Reklama

- W oczekiwaniu na kolejne bombardowania, terroryści opuścili centra dowodzenia i przenieśli się w rejony zamieszkane przez cywilów - twierdzi rosyjski portal, powołując się na libański dziennik Al Akhbar. Według różnych źródeł w trakcie rosyjskiej operacji lotniczej zabito od 12 do 100 islamskich terrorystów. W sobotę Sztab Generalny rosyjskiej armii podał, że około 600 dżihadystów opuściło swoje pozycje i ucieka z Syrii. Moskwa nadal zaprzecza jakoby jej samoloty zabiły syryjskich cywilów i zbombardowały pozycje antyassadowskiej opozycji.

Wspieranie "rzeźnika"

Zaangażowanie Rosji w Syrii komentują europejscy przywódcy. Zdaniem brytyjskiego premiera rosyjskie naloty, mające na celu wsparcie prezydenta Baszara al-Asada, są "strasznym błędem" i doprowadzą do pogorszenia sytuacji w regionie.

Reklama

Jak mówił David Cameron na zjeździe Partii Konserwatywnej w Manchesterze, Baszar al-Asad to "rzeźnik" i pomaganie mu jest pomyłką. Według premiera, nie przyniesie to żadnych pozytywnych skutków, ale jeszcze bardziej zdestabilizuje Bliski Wschód. David Cameron dodał, że celem dotychczasowych rosyjskich nalotów wcale nie były tereny zajęte przez Państwo Islamskie, ale terytoria kontrolowane przez innych przedstawicieli syryjskiej opozycji.

W podobnym tonie wypowiedział się kilka dni temu prezydent Stanów Zjednoczonych, które przewodzą międzynarodowej koalicji przeciw Państwu Islamskiego. Barack Obama krytykował Rosję, że uderza nie tylko w islamskich fanatyków, ale też w bardziej umiarkowanych opozycjonistów.

Rosyjska operacja powietrzna w Syrii rozpoczęła się 30 września, gdy parlament, na wniosek prezydenta Władimira Putina wyraził zgodę na użycie armii poza granicami kraju. Władimir Putin zapewniał, że na razie nie mowy o użyciu w Syrii wojsk lądowych. Zachęcał też świat do wsparcia reżimu Baszara al-Asada.

Reklama

Choć działania militarne w Syrii są potrzebne, nie rozwiążą one problemu - tak uważa z koleikanclerz Angela Merkel, która była gościem niemieckiego radia Deutschlandfunk. Jej zdaniem, muszą im towarzyszyć rozwiązania na szczeblu politycznym. Niestety, dotychczas nie osiągnięto satysfakcjonującego rezultatu w tej kwestii. Niemiecka polityk podkreśliła, że dla optymalnego rozwiązania potrzebne są głosy zarówno syryjskiej opozycji i tych, którzy obecnie rządzą w Damaszku, jak i pozostałych grup. Wtedy - zdaniem Angeli Merkel - "uzyskamy realny sukces i dotrzemy do sprzymierzeńców każdej z walczących grup".

Niemiecka kanclerz dodała, że w rozmowy trzeba będzie zaangażować reżim syryjskiego prezydenta Baszara al Assada. Wśród państw, które mogą odegrać ważną rolę w całym procesie, niemiecka kanclerz widzi Rosję, Stany Zjednoczone, Arabię Saudyjską oraz Iran, jak również trzy kraje europejskie: Niemcy, Francję i Wielką Brytanię.

Rosja podważa amerykańskie przywództwo

Tymczasem według ekspertów Rosja w Syrii chroni swoje interesy i pokazuje, że należy się z nią liczyć. Tak mówił w Radiowej Jedynce ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, Wojciech Lorenz.

Wojciech Lorenz podkreśla, że zaangażowanie się Rosji w Syrii jest jasnym sygnałem wysyłanym Stanom Zjednoczonym, że z Moskwą należy się liczyć.

Rosja podbija stawkę, zarówno gdy chodzi o przyszłość reżimu Asada ale także o porządek międzynarodowy. Rosja pokazuje, że może być siłą stabilizującą jak i siłą, która będzie zabezpieczać wyłącznie swoje interesy. A jeśli będzie to naruszać międzynarodowe interesy, to jej to za bardzo nie obchodzi- dodał ekspert PISM.

Wojciech Lorenz podkreśla, że Rosja chce rozmawiać z pozycji siły, a naloty w Syrii to także próba odzyskania wpływów w Europie. Chodzi tu przede wszystkim o podważenie pozycji Stanów Zjednoczonych na Starym Kontynencie.

Rosja jasno pokazuje, że skończyły się czasy, gdy Amerykanie mogą podejmować decyzje, które naruszają rosyjskie interesy. To jest bardzo ważny sygnał dla Europy, bo chodzi także o to, by podważyć amerykańskie przywództwo w Europie i gwarancje dla Europy w ramach NATO - wyjaśnia Lorenz.