Wszystko odkrył niezależny informatyk z Teksasu zajmujący się badaniem bezpieczeństwa systemów informatycznych. Chris Vickery podkreślił, że nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za pozostawienie w internecie 300 gigabajtów informacji dotyczących amerykańskich wyborców. Vickery w rozmowie telefonicznej z mediami zaznaczył, że upublicznił szczegóły swojego odkrycia po to, by ostrzec i pokazać skalę tego problemu. FBI odmówiło komentarza w tej sprawie.

Reklama

Uzyskane w ten sposób informacje mogą posłużyć przestępcom do różnego rodzaju oszustw. W USA dane publiczne wyborców nie są zastrzeżone i służą m.in. politykom do rozsyłania materiałów propagandowych. Każdy amerykański stan ma w tej kwestii swoje wewnętrzne regulacje. Informatyk z Teksasu uważa, że niedopuszczalnym jest fakt jednorazowego wycieku informacji, które w jednym miejscu gromadzą dane o 191 milionach osób.