Historię Denisa Karagodina, który zajął się losami rozstrzelanego w 1938 roku pradziadka, przedstawiły w ostatnich dniach również inne rosyjskie media. Jak relacjonuje "Nowaja Gazieta", po czterech latach poszukiwań Karagodin zdołał ustalić nazwiska wszystkich winnych - od maszynistek NKWD po śledczych, którzy podpisali wyrok śmierci. Niedawno otrzymał z Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) ostatni dokument, z nazwiskami wykonawców egzekucji.

Reklama

Teraz Karagodin chce na drodze sądowej zażądać osądzenia wszystkich winnych. Nie jest jednak pewne, czy sąd zgodzi się na rozpatrzenie sprawy sprzed 75 lat. Historycy, którzy komentują jego starania, raczej w to wątpią i przywołują w tym kontekście śledztwo w sprawie zbrodni katyńskiej.

Nawet w przypadku śledztwa w sprawie egzekucji Polaków w Katyniu (rosyjska) Główna Prokuratura Wojskowa podjęła decyzję o umorzeniu sprawy w związku ze śmiercią winnych. Przy czym za winnych uznano niewymienione z nazwiska osoby z władz NKWD, nawet nie Stalina; zarzucono im przekroczenie uprawnień służbowych - przypomina Jan Raczyński ze Stowarzyszenia Memoriał.

Również badacz historii radzieckich organów bezpieczeństwa, historyk Nikita Pietrow z Memoriału, przypuszcza, że bez odpowiedniej woli politycznej sądy w Rosji nie będą rozpatrywać tego rodzaju spraw. Jednak do sądu trzeba się zwracać, bo im więcej będzie podobnych spraw, tym większa będzie presja na organy prokuratury, a więc większe będą szanse na rezultat - ocenia Pietrow.

Reklama

Historyk przypomina, że konstytucja ZSRR zabraniała działalności tzw. "trójek" (tworzonych przez NKWD trybunałów wydających wyroki w trybie przyspieszonym - PAP). Jeśli współczesny sąd uzna, że praca takich organów była niezgodna z prawem, to zademonstruje to nielegalny i antykonstytucyjny charakter radzieckiej machiny prawnej, Biura Politycznego i (działań) samego Stalina - mówi Pietrow. Jego zdaniem nawet jeśli sądy 100 razy odmówią rozpatrywania spraw w związku ze śmiercią osoby winnej, to będzie to znaczyło, że Stalina sto razy uznano za zbrodniarza i ludzie nie będą już wychodzić na wiece z jego portretami.

Karagodin wyniki swoich poszukiwań publikował w internecie. Niedawno otrzymał list od kobiety, której dziadek - enkawudzista z Tomska - brał udział w egzekucji jego pradziadka. Tego dnia, 21 stycznia 1938 roku, rozstrzelał także 35 innych osób. O tym, kim był jej dziadek, kobieta dowiedziała się z bloga Karagodina.

W swoim liście poprosiła o wybaczenie i napisała, że jej uczuć nie można wyrazić słowami, a także, że w tym samym czasie inny z jej krewnych został aresztowany i zaginął. "W jednej rodzinie są kaci i ofiary. Świadomość tego to wielka gorycz i ból. Jednak nigdy nie będę odżegnywać się od historii mojej rodziny, jakakolwiek by była" - napisała autorka listu.

Reklama

Komentując jej list, wtorkowe "Wiedomosti" zauważyły, że zastrzeżenia wobec otwarcia archiwów NKWD zwykle uzasadnia się w Rosji obawą, że może to przynieść podział w społeczeństwie. Gazeta cytuje słowa z listu kobiety: "rzeczy należy nazywać po imieniu" oraz odpowiedź Karagodina, który napisał, że pojednanie ich dwojga może być sposobem, by znaleźć wyjście z "krwawej rosyjskiej łaźni".

Również "Moskowskij Komsomolec" opisując zabiegi Karagodina przypomina o śledztwie w sprawie zbrodni katyńskiej. Dziennik zauważa, że śledztwo to było "jedną z niewielu prób, jeśli nie jedyną" nadania represjom lat 30. i późniejszych oceny prawnej. "MK" opowiada się za tym, by "zbrodnia została nazwana zbrodnią".