Zmyślone wiadomości stały się zmorą ostatniej kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych. Dzięki sieciom społecznościowym fikcyjne newsy (jak np. poparcie Donalda Trumpa przez papieża Franciszka) docierały do setek tysięcy odbiorców. Już po wyborach amerykańskie agencje wywiadowcze przygotowały raport, którego konkluzja brzmi: Moskwa w trakcie kampanii wyborczej prowadziła bardzo intensywne działania w cyberprzestrzeni. I nie chodzi tylko o włamania podejrzanych o związki z rosyjskim wywiadem hakerów na konta pocztowe członków władz Partii Demokratycznej, ale przede wszystkim o rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji.
Kwestię nieprzygotowania USA do wojny informacyjnej podnieśli specjaliści od cyberbezpieczeństwa w rozmowach z agencją Reuters przeprowadzonych jeszcze przed świętami. Eksperci wskazywali na rozmaite trudności w walce z fałszywymi informacjami: ograniczenia prawne (ochrona wolności słowa), brak komórek organizacyjnych w strukturach bezpieczeństwa zajmujących się wyłącznie wojną informacyjną; pomijanie bardziej miękkich aspektów cyberkonfliktu, takich jak dezinformacja. – Oni mają telewizję RT (dawne Russia Today – red.), a my potrafimy jedynie wysłać gdzieś lotniskowiec. Nie ruszymy z miejsca, dopóki nie nauczymy się temu przeciwdziałać – powiedział agencji James Lewis z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych.
Innymi słowy amerykańscy stratedzy niewłaściwie rozłożyli akcenty. Skupili się na rozbudowie twardego potencjału cyberwojennego, np. na zatrudnieniu zdolnych programistów umiejących szukać słabych punktów nawet najbardziej wyszukanych zabezpieczeń. Zapomnieli za to o miękkim potencjale. Stara, dobra dezinformacja w dobie internetu i mediów społecznościowych okazała się skuteczniejsza w sianiu zamętu niż niejeden atak hakerski. Zresztą nawet w przypadku włamania na konta poczty elektronicznej działaczy Partii Demokratycznej ukoronowaniem całej akcji było analogowe przekazanie materiałów do publikacji portalowi WikiLeaks. Dezinformacyjną kampanię napędzały także sponsorowane przez Kreml media, przede wszystkim anglojęzyczne wersje RT oraz Sputnik News.
Reklama
Problem jest poważny, zwłaszcza biorąc pod uwagę przyszłoroczne wybory we Francji, w Niemczech i Holandii (nad Sekwaną odbędą się wybory prezydenckie, w pozostałych dwóch krajach będą to wybory parlamentarne). Chociaż do wyborów w Niemczech jest jeszcze 10 miesięcy, już w tej chwili władze w Berlinie odnotowują większą liczbę ataków hakerskich i krążących po sieci fałszywych informacji. Publicznie mówią o tym zagrożeniu zarówno kanclerz Angela Merkel, jak i szefowie wywiadu Bruno Kahl oraz kontrwywiadu Hans-Georg Maaßen. Biorąc pod uwagę napiętą sytuację w Niemczech, fałszywe informacje grające na nastrojach społecznych mogą znaleźć wielu odbiorców, którzy – podając je dalej – przyczynią się do zwiększenia ich siły rażenia, a zarazem do chaosu informacyjnego.
Reklama
Fałszywe wiadomości pojawiły się również latem w Szwecji, a dotyczyły konsekwencji ewentualnego zacieśnienia współpracy z NATO. Mówiły m.in. o tym, że Sojusz mógłby potajemnie umieścić w kraju broń atomową, zaatakować ze szwedzkiego terytorium Rosję bez zgody rządu w Sztokholmie, a nawet, że żołnierze NATO mogliby bezkarnie gwałcić Szwedki, bo chroniłby ich immunitet dyplomatyczny. Minister obrony Peter Hultqvist podczas przeprowadzanych latem konsultacji z wyborcami w sprawie ewentualnego podpisania umowy o współpracy z Sojuszem ze zdumieniem odpowiadał w różnych miejscach na te same pytania wynikające z krążących po internecie nieprawdziwych informacji. Warto podkreślić, że dezinformacja i inne narzędzia cyberwojny to broń niezwykle skuteczna w stosunku do kosztów.
Agencja Reuters przed świętami doniosła o tym, jak bardzo nieskuteczne podczas konfliktu na wschodniej Ukrainie okazały się drony Raven RQ-11B służące do zwiadu krótkiego zasięgu. Rosjanie nie mieli najmniejszego problemu z przechwyceniem i zablokowaniem nadawanego przez nie sygnału wideo. Silne cyberwojsko pozwala również przeprowadzać kunsztowne ataki na infrastrukturę. Dobrym przykładem była ubiegłoroczna akcja, w ramach której rosyjscy hakerzy przejęli kontrolę nad systemem dystrybucji mocy ukraińskiego operatora energetycznego Prykarpattiaobłenerho. Z kolei jeden z najbardziej wyrafinowanych ataków na wirówki służące do wzbogacania uranu w irańskim programie atomowym przypisuje się hakerom sponsorowanym przez Stany Zjednoczone i Izrael.