Tylko 6 proc. pracowników planuje zmienić pracę w ciągu najbliższych dwóch lat, a kolejne 20 proc. się waha. Zdecydowana większość liczy przy tym na większe wynagrodzenie (62 proc.). Ale nie brakuje też tych, którzy chcą uciec od złej atmosfery w pracy, braku możliwości awansu i niepewności jutra. Coraz częściej Polacy zwracają uwagę na inne aspekty zatrudnienia niż tylko te finansowe – takie wnioski płyną z raportu „Finanse Polaków” przygotowanego na zamówienie firmy Provident Polska z okazji 20-lecia jej działalności. Pokazuje on m.in., że średnie wynagrodzenie w Polsce przez ostatnie dwie dekady zwiększyło się niemal czterokrotnie – z 1062 zł brutto w 1997 r. do ponad 4350 zł w I kwartale 2017 r. I wciąż idzie w górę, czego dowodzą najnowsze dane GUS. Co ważne, obecna średnia kwota zarobków wydaje się być satysfakcjonująca dla większości Polaków.

Prosto z salonu

„Proszę sobie wyobrazić, że stara się Pan/Pani o nową pracę. Stanowisko odpowiada Pana/Pani umiejętnościom i ma Pan/Pani szansę je dostać. Jaka miesięczna kwota wynagrodzenia na rękę by Pana/Panią satysfakcjonowała?” – to jedno z pytań, na które mieli odpowiedzieć ankietowani przez firmę PBS (na zlecenie firmy Provident Polska). Okazało się, że oferowane wynagrodzenie wcale nie musi być atrakcyjne, czytaj: przewyższać rynkowych stawek o kilka lub kilkadziesiąt procent.
Ponad połowa ankietowanych oczekiwała średnio 2-4 tys. netto miesięcznie, czyli jeśli spojrzeć na dolną granicę tej kwoty, mniej niż wynosi teraz średnia krajowa. Ta zatrzymała się na poziomie 4,6 tys. zł brutto, czyli już po odliczeniu składek na ZUS i podatku daje to około 3,3 tys. zł na rękę.
Ale, co też nie mniej zaskakujące, 6 proc. badanych gotowa była pracować za mniej niż 2 tys. zł!

– Ambicje, żeby zarabiać więcej mamy, podobnie jak i realistyczny ogląd sytuacji. Jeśli zarabiamy więc 2-4 tys. miesięcznie, to trudno oczekiwać, że zaczniemy szukać pracy, w której dostaniemy trzy razy tyle. Wszystko zależy od tego, gdzie w danym momencie jestem – komentuje w rozmowie z dziennik.pl dr Krzysztof Kosy, ekspert z zakresu zarządzania i wykładowca akademicki. – Innymi słowy: jeśli jeżdżę np. 10-letnim samochodem, to moim poziomem aspiracji będzie np. 5-letnie auto, a niekoniecznie jego nowy model, prosto z salonu – dodaje.

Dla porównania 4-6 tys. zł netto miesięcznie chce zarabiać 21 proc. ankietowanych, 6-10 tys. zł – 4 proc., a powyżej tej kwoty – jedynie 2 proc.

– Widać korelację oczekiwań względem wynagrodzenia z poziomem wykształcenia i obecnymi zarobkami. Osoby z wyższym wykształceniem, z wyższymi dochodami mają większe oczekiwania, zaś osoby z wykształceniem podstawowym, które zarabiają mniej, mają te oczekiwania skromniejsze, co ma oczywiście racjonalne uzasadnienie – komentuje wyniki raportu Anna Karasińska, ekspert ds. badań w Provident Polska. I dodaje: – Dopasowanie oczekiwań do rzeczywistości ma później także przełożenie na nasze zadowolenie z pracy i z sytuacji finansowej, które w naszych badaniach również wypadło dość pozytywnie.

Dojrzewanie rynku

Dane Provident Polska potwierdzają też, że wraz z poprawą na rynku pracy w dużo większym stopniu liczy się atmosfera w miejscu pracy. Obecnie co najmniej jednego na dziesięciu pracowników frustruje i skłania do zmiany pracodawcy brak poprawnych stosunków ze współpracownikami, a także ogólny klimat panujący w firmie.
Eksperci rynku pracy także temu się nie dziwią – ich zdaniem, to z jednej strony zjawisko stale obecne w branży („Pracownicy nie uciekają z firmy, ale od szefa”), a z drugiej – oznaka dojrzewającego rynku pracownika i wzrastającego poziomu życia („Pieniądze to nie wszystko”). – Jesteśmy bardziej skłonni myśleć o karierze długofalowo. Z większym rozmachem. Strategicznie. Pod kątem rozwoju. Nie gonimy już tylko za nieco większymi pieniędzmi i poczuciem bezpieczeństwa finansowego, które oczywiście dla wielu z nas jest nadal ważne, ale też – nie oszukujmy się – nie najważniejsze. Bo mamy mniej dzieci, mniej zobowiązań, a więcej kasy – tłumaczy dr Krzysztof Kosy. W efekcie szukamy pracodawców z dobrą reputacją, otwartych i bardziej przyjaznych.
Motywuje nas przy tym chęć robienia czegoś innego: szukania możliwości samorealizacji i podjęcia ciekawych wyzwań – tak wskazało 6 proc. ankietowanych czy też w ogóle przejścia na etat – 4 proc. (Etat to nadal element budowania tradycyjnego poczucia bezpieczeństwa, w myśl zasady, że przysługuje nam wówczas dłuższy okres wypowiedzenia, odprawa i np. płatny urlop). Na inny cel wskazało z kolei 8 proc. badanych.

(Nie)trwała zmiana

Eksperci rynku pracy przypominają przy tym, że z podobnym zjawiskiem mieliśmy już nieraz do czynienia, np. w latach hossy na rynku pracy 2007–2008, którą przerwał jednak kryzys finansowy. – Teraz też rynek pracy jest rynkiem pracownika. To pracodawcy muszą się nieźle napocić, żeby znaleźć ciekawego kandydata i przekonać go do zatrudnienia u siebie – przekonują.

Obecna zmiana może być jednak bardziej trwała niż kilka lat temu, bo firmy już się do niej przygotowują, po drugie – sprzyja temu malejąca podaż kandydatów do pracy, po trzecie – pracownicy sami z siebie także stali się bardziej skłoni podejmować ryzyko związane ze zmianą pracy. Przy czym nie musi to być duża, prestiżowa firma; równie dobrze może to być np. obiecujący start-up.

– A obniżenie wieku emerytalnego pozostanie w tym przypadku bez znaczenia? – dopytuję. Przecież problem z dostępem do pracowników będzie jeszcze większy, kiedy w październiku kilkaset tysięcy uzyska prawo do świadczeń. Poza tym nadal maleje liczba osób w wieku produkcyjnym – tendencja spadkowa obserwowana jest już od ok. 3 lat (dane NBP).

– Poziom zatrudnienia osób powyżej 60. roku życia jest i tak w Polsce relatywnie niski. A to oznacza, że w praktyce zmiana ta może dotyczyć jedynie 100-200 tys. osób. I choć jest ona istotna, to rynku pracy nie wywróci do góry nogami, podobnie jak np. napływ pracowników Ukrainy – kwituje ekspert z zakresu zarządzania.

Badanie „Finanse Polaków” zostało przeprowadzone przez PBS na zlecenie Provident Polska między 12 a 14 maja 2017 r. na reprezentatywnej grupie Polaków w wieku co najmniej 15 lat. Zrealizowano je techniką wywiadu bezpośredniego CAPI na próbie 1 tys. osób.