Wielkie 60-godzinne Zamknięcie Rządu Roku 2018 (The Great 60-Hour Government Shutdown of 2018) dobiegło końca – odsapnęły z ulgą amerykańskie media, gdy po niemal trzech dniach zakulisowych bojów Senat zatwierdził wreszcie prowizorium budżetowe dla instytucji rządu federalnego. Ulga nie potrwa długo: pieniądze płynąć zaledwie do 8 lutego. Co będzie później, zobaczymy – w tej sprawie wciąż trwają negocjacje.
Prezydent Trump zdążył już odtrąbić na Twitterze "wielkie zwycięstwo" – własne, republikanów, demokratów i wszystkich innych zainteresowanych. O ironio, zamknięcie rządu miało stosunkowo niewiele wspólnego ze stanem finansów federalnych czy z prezydentem. On sam okazał się w tym przypadku "wielkim nieobecnym", jak podsumowała jego rolę stacja NBC News. „Zaginął w akcji i zapewne tak samo będzie w nadchodzących dniach, gdy republikanie i demokraci będą walczyć o kolejne government shutdown od 8 lutego” – kwitowała stacja.
Bo też nie chodzi tu o Trumpa i to, w jaki sposób wydaje pieniądze. Zamknięcie rządu to demonstracja siły – w tym przypadku demokratycznej mniejszości w Senacie – oraz kolejne pole, na którym można spróbować utrącić, a przynajmniej złagodzić, forsowane przez Biały Dom lub republikanów przepisy. Tak zresztą bywało już i wcześniej, choć w przypadku poprzednich shutdowns prezydenci z reguły byli aktorami wydarzeń, a nie statystami.
Reklama

2 mld dziennie

Reklama
Benjamin Civiletti jest rekordzistą. Przeszło dekadę temu – jako pierwszy prawnik w Stanach – przebił psychologiczną barierę: zaczął liczyć sobie równy tysiąc dolarów za godzinę pracy. Ale poza tym ten 82-letni dziś adwokat przeszedł do legendy jako architekt government shutdown. Co prawda nie zrobił w strukturach władzy w Ameryce jakiejś wielkiej kariery, bo jako prokurator generalny USA wytrzymał na tym stanowisku kilkanaście miesięcy. Ale to jego interpretacje zapisów konstytucji oraz przepisów federalnych przesądziły o tym, że Kongres musi zatwierdzić wydatki administracji państwowej.
Od tamtej pory rząd zamykano już 12 razy. Po raz pierwszy zaledwie tydzień po wspomnianych orzeczeniach Civilettiego – 1 maja 1980 r. Wtedy na jeden dzień zamknięto jedynie Federalną Komisję Handlu. Zresztą połowa przypadków government shutdown miała symboliczny charakter: pracownicy przychodzili do biur, podpisywali listę obecności, ale odwoływali zaplanowane na dany dzień spotkania. Podobne przypadki zdarzają się również na poziomie władz stanu – rekordzistą jest Connecticut, w 1991 r. władze stanowe były „zamknięte” przez 54 dni.
Przerywanie pracy instytucji federalnych nabrało rozmachu za prezydentury Ronalda Reagana. W 1981 r., 1984 r. i 1986 r. administracja nie pracowała z reguły jeden dzień. Jednak restrykcje obejmowały coraz więcej instytucji i pracowników – w 1981 r. było to 241 tys. osób, ale już trzy lata później przymusowe wolne miało pół miliona urzędników, tak samo w 1986 r. Republikanie nauczyli się wówczas, że zamknięcie rządu to doskonałe narzędzie forsowania własnych żądań – za prezydentury Clintona do shutdownu doszło dwukrotnie (choć można powiedzieć, że był to jeden kryzys w dwóch odsłonach: w listopadzie 1995 r. i na przełomie grudnia 1995 r. oraz stycznia 1996 r.). Apogeum zjawisko osiągnęło za prezydentury Obamy: 16 dni przerwy w pracy administracji federalnej ciągiem, 850 tys. urzędników zostało w domu, a 1,3 mln pracowało bez informacji, kiedy (i czy w ogóle) otrzymają należne wynagrodzenie.