W ubiegłym roku Rosja wysłała nawet do 100 tys. żołnierzy na ćwiczenia przy granicy z Litwą i Polską, które przyniosły niepokojące echa inwazji na Krym. Rok wcześniej wiodący amerykański think tank przeprowadził symulację hipotetycznego ataku Rosji na dwa północne kraje regionu bałtyckiego, Łotwę i Estonię, wnioskując, że dokonujące inwazji wojska lądowe potrzebowałyby zaledwie 36 godzin, aby dotrzeć na przedmieścia stolic obu państw (...), pozostawiając NATO z niewieloma, wszystkimi złymi, opcjami - tłumaczył dziennik w swoim komentarzu redakcyjnym, opowiadając się za planem polskiego rządu.

Reklama

Jak oceniono, obawy rządu w Warszawie dotyczące jasnego i obecnego zagrożenia ze strony Rosji nie są alarmistyczne. Rosja wie, że atak na którekolwiek z państw członkowskich NATO jest co do zasady atakiem na wszystkie i powinien wywołać potężną odpowiedź militarną. Wie jednak również, że w praktyce NATO jest coraz bardziej podzielone przez kłótnie dotyczące poziomu wydatków na obronność, osłabione przez niejednoznaczne wsparcie prezydenta (USA Donalda) Trumpa i jeszcze nigdy nie odpowiedziało swoimi siłami wojskowymi na serię naruszeń międzynarodowych norm i granic ze strony Władimira Putina - tłumaczono.

Według dziennika polska propozycja powiększyłaby drobne wojska NATO, oparte o dziewięciomiesięczne rotacje, o zdecydowane, stałe i potężnie uzbrojone wojsko amerykańskie. Co kluczowe, Warszawa powiedziała, że pokryłaby większość z wynoszących dwa miliardy dolarów kosztów. To zadowoli Biały Dom, który jest, co zrozumiałe, ostrożny wobec europejskich członków NATO, którzy nie chcą finansować swojej siły defensywnej, licząc na to, że mogą przekonać Amerykanów do zagwarantowania im bezpieczeństwa za nich - podkreślono.

"Times" ocenił, że realizacja tego planu pozwoliłaby na skuteczne zniechęcenie Rosji do agresji w regionie. Jest mniej prawdopodobne, że autorzy rosyjskich planów wojskowych zdecydowaliby się poprzeć plan agresji na Europę Wschodnią, wiedząc, że zmierzyliby się z natychmiastowym i potężnym oporem (...) - napisano.

Reklama

Gazeta zastrzegła, że wstępna reakcja Pentagonu jest optymistyczna, ale polska propozycja prawdopodobnie wywoła opór ze strony Rosji i niektórych członków NATO, którzy będą sugerowali, że narusza on postanowienia Aktu Założycielskiego NATO-Rosja z 1997 roku, który wykluczał stałą obecność wojsk Sojuszu w Polsce.

Tak byłoby jednak, gdyby skierowane wojska były pod auspicjami NATO, co nie miałoby miejsca w tym przypadku. Co jednak ważniejsze, rosyjska aneksja Krymu zerwała z ustalonymi międzynarodowymi zasadami i wymagała silnej odpowiedzi Zachodu, do której nie doszło. Teraz NATO powinno pozytywnie zareagować na ten plan podczas lipcowego szczytu w Brukseli i zachęcić Polskę oraz Stany Zjednoczone do jego szybkiego wdrożenia - podkreślono.

Jednocześnie dziennik przypomniał, że choć w połowie lat 80. około 250 tys. amerykańskich żołnierzy stacjonowało w zachodnich Niemczech w gotowości do obrony Europy, to obecnie ta liczba spadła o około 90 proc., a jednocześnie nawet do 225 tys. rosyjskich żołnierzy stacjonuje w Kaliningradzie lub może być tam szybko przetransportowanych.

Reklama

Putin jest ich faktycznym dowódcą (...) i wykorzystuje każdą słabość sojuszu, jednocześnie oskarżając go o próbę osaczenia Rosji. (W odpowiedzi) NATO musi zademonstrować siłę. Bogate państwa członkowskie, które są niechętne do wydawania 2 proc. PKB na siły zbrojne - w tym główny winny, Niemcy - powinny rozważyć skierowanie środków na opłacenie sojuszników, którzy są gotowi wysłać swoich żołnierzy w teren. Jedynym sposobem zapewnienia, że Rosja nigdy nie przekroczy nowej europejskiej linii frontu jest pozbawienie jej wątpliwości, że cena takiego kroku byłaby bardzo wysoka - napisał "Times".