Kij w mrowisko włożył obecny prezydent Cyril Ramaphosa. Jeszcze podczas kampanii obiecywał, że doprowadzi do takich zmian w konstytucji, które pozwolą na wywłaszczanie posiadaczy ziemi bez rekompensat. Do tematu powrócił po wygranych wyborach. – Przegłosujemy odpowiednią poprawkę do ustawy zasadniczej. (…) Wzywamy obywateli, by pracowali wraz z nami nad społeczną umową na rzecz likwidacji ekonomicznego wykluczenia, na rzecz wzrostu gospodarczego – apelował. Nie minęło kilka dni, a stare rany zaczęły się jątrzyć. – Weźmiemy ziemię, nawet jeżeli miałoby to oznaczać powrót do średniowiecza. Ten kraj musi być afrykański. Jesteśmy Afrykanami – mówił w telewizji czarnoskóry mężczyzna.
Dla białych planowane prawo oznacza niesprawiedliwy odwet. – Gdy przybyli tu moi pradziadowie, nie zastali tu nikogo poza Khoi i San [grupy tubylcze, niegdyś nazywane zbiorczo Hotentotami – red.]. Moi ludzie posiedli to, co dziś w tym kraju mają, nie poprzez kradzież, nie przez ludobójstwo, tylko uczciwymi sposobami – protestował w Cape Town Afrykaner ubrany w koszulkę Freedom Front Plus (FF+), prawicowej partii reprezentującej potomków niegdysiejszych holenderskich kolonistów.