Październik to w Istambule wciąż sezon turystyczny, choć niebo coraz częściej staje się grafitowe i padają chłodne jesienne deszcze. Nie inaczej było we wtorek, 2 października, gdy Dżamal Chaszukdżi wszedł do budynku saudyjskiego konsulatu w odległej od centrum, willowej dzielnicy miasta. Chwilę wcześniej pożegnał się z partnerką Hatice Çengiz, 36-letnią doktorantką z jednej z miejscowych uczelni. Szedł po dokumenty, które miały poświadczyć jego rozwód w Arabii Saudyjskiej i umożliwić nowe małżeństwo. Kamery telewizji przemysłowej uchwyciły moment, kiedy wchodzi do konsulatu, mijając w drzwiach mężczyznę. Chaszukdżi zdawał się jeszcze zdawkowo go pozdrowić, zanim zniknął za drzwiami placówki. Na dobre.
To, co wydarzyło się później, pozostaje tajemnicą - i długo nią jeszcze będzie. Dziś mamy dwie narracje, które się uzupełniają, lecz w najważniejszych punktach – tych, które przesądzają o tym, jak zapamiętamy tamto dramatyczne popołudnie - diametralnie się różnią.

Komando z patologiem

Çengiz czekała przed konsulatem 12 godzin, wreszcie wezwała policję. Trudno zakładać, by przez cały czas nie spuszczała oczu z drzwi wiodących do placówki, ale żadna z kamer w okolicy nie zarejestrowała wyjścia Chaszukdżiego (choć pojawił się podobnie ubrany mężczyzna). Upłynęło kilka dni, zanim wieść o zniknięciu zaczęła krążyć po świecie – wtedy do gry wkroczył turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan.
Reklama