Na łamach wtorkowego wydania niezależnej "Nowej Gaziety" Felgenhauer przypomina, że Ukraina w celu ochrony swej bazy tworzonej w Berdiańsku przerzuca tam kutry wojskowe budowane w Mikołajowie. Moskwa poważnie obawia się, że do Berdiańska - jeśli bazę uda się wyposażyć - z przyjacielską wizytą mogą przypłynąć okręty NATO - pisze ekspert.

Reklama

Jak zauważa, okręty NATO są zdolne do działania w płytkich wodach Morza Azowskiego i wyposażone w nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej. Ich obecność utrudniłaby lub uniemożliwiłaby obecną rosyjską praktykę, jaką jest przerzucanie z Morza Kaspijskiego na Morze Czarne i Śródziemne jednostek uzbrojonych w pociski manewrujące Kalibr.

Felgenhauer zwraca uwagę na ogromne znaczenie południowo-zachodniego kierunku strategicznego. Są to obszary Kaukazu, Krymu, Morza Czarnego oraz bazy Rosji w Syrii. Ów kierunek strategiczny powinien przede wszystkim zapewnić niezawodną obronę Soczi (...) - drugiego, a często i pierwszego centrum dowodzenia krajem i siłami zbrojnymi - pisze ekspert. Tymczasem - dodaje - prawdopodobny przeciwnik wpadł na pomysł wbicia klina w podstawę całej tej strategii, rozlokowując bazę w Berdiańsku.

Komentator "Nowej Gaziety" wskazuje, że prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, decydując się na wprowadzenie stanu wojennego, powołał się nie tylko na incydent w Cieśninie Kerczeńskiej. Poroszenko wskazał również na "dane wywiadowcze o możliwości ofensywy sił rosyjskich czy prorosyjskich na południowej flance frontu w Donbasie, w celu zajęcia Mariupola i Berdiańska".

Reklama

Jak przypomina Felgenhauer, już w 2015 roku - a więc po aneksji Krymu przez Rosję - w NATO i Pentagonie dyskutowano właśnie o możliwości takiej ofensywy, której celem miałoby być przebicie "korytarza lądowego na Krym".

Wraz z uruchomieniem (przez Rosję) mostu na Krym ten +korytarz+ stał się jakby nieaktualny, ale teraz przestało być jasne - czy to baza morska w Berdiańsku tak bardzo przestraszyła Moskwę, czy też z mostem krymskim pojawiły się poważne problemy, które na razie trzymane są w tajemnicy, czy też chodzi o jedno i drugie - pisze Felgenhauer.

Jego zdaniem nie można wykluczyć, że w najbliższym czasie może rozpocząć się kampania zimowa, której celem będzie ostateczne wyparcie Ukrainy z wybrzeża Morza Azowskiego.

Reklama

Rozważając taką sytuację, ekspert ocenia, że operacja mogłaby ograniczać się do odcinka wybrzeża do Berdiańska lub też sięgać dalej - aż do Melitopola i miejscowości Czonhar nieopodal Krymu. Oczywiście Zachód będzie protestować i wprowadzi dodatkowe sankcje" jednak nie zdecyduje się na zabójcze totalne embargo na import rosyjskiego gazu i ropy naftowej - pisze Felgenhauer. Jak przypomina, nawet w czasach ZSRR takiego embarga nigdy nie wprowadzono.

Ekspert ocenia, że jednostki ukraińskie, które próbowały przedostać się na Morze Azowskie i dopłynąć do Mariupola, nie stanowiły same w sobie realnego zagrożenia dla mostu krymskiego czy dla totalnej rosyjskiej dominacji na niebie i wodzie w regionie azowsko-czarnomorskim. W jego ocenie rosyjscy pogranicznicy otworzyli ogień do okrętów "przy braku jakiegokolwiek zagrożenia z zewnątrz".

Strona rosyjska twierdzi, że nie zgłoszono jej w należytym trybie wniosku o zezwolenie na przepłynięcie okrętów pod mostem na Krym, jednak - jak zauważa Felgenhauer - to nie jest powód, żeby strzelać do ludzi. Jak ocenia, strona rosyjska mogła w niedzielę znaleźć sposób na to, by jednostkom ukraińskim umożliwić dostęp na Morze Azowskie czy też pozwolić im odpłynąć z powrotem do portu w Odessie.