Oddolny ruch "żółtych kamizelek" od prawie miesiąca protestuje przeciwko podwyżkom akcyzy na paliwo i ciągle wzrastającym kosztom utrzymania.

Ekonomiści ostrzegają, że protesty mogą kosztować francuską gospodarkę miliardy euro. To skutek blokowania dróg i ośrodków handlowych.

Reklama

Prezes Centrum Pomników Narodowych Philippe Belaval na "setki tysięcy euro, a może i milion euro" szacuje koszty usunięcia szkód z fasad i wnętrza zdewastowanego Łuku Triumfalnego, który "na wiele dni pozostanie zamknięty dla zwiedzających".

W rozmowie z telewizją BFM przedstawiciel Niezależnego Związku Komisarzy Policji ujawnił, że funkcjonariusze już w nocy z soboty na niedzielę z Łuku Triumfalnego zebrali próbki DNA, co może pomóc w znalezieniu sprawców.

Drobny handel paryski ucierpiał podwójnie - zarówno z powodu konieczności zamykania sklepów i braku klientów odstraszonych wcześniejszymi niepokojami, jak i z powodu wandalizmu, czy też zwykłych rabunków.

Reklama

"Handlowcy stracili miliardy, przede wszystkim poprzez dramatyczny spadek obrotów" – powiedział, cytowany w poniedziałek przez dziennik "Le Figaro" Jacques Creyssel z Federacji Przedsiębiorstw Handlu i Dystrybucji (FCD). Jak twierdzi, w pierwszą sobotę grudniową obroty sięgają normalnie 15 mld euro, a w tym roku spadły o ponad 30 proc. Jego zdaniem zakupy zabawek i innych prezentów świątecznych mogą być przesunięte na później, ale "w przypadku żywności straty są nieodwracalne".

W przeciwieństwie do tego, co działo się podczas manifestacji 24 listopada, w minioną sobotę nie ucierpiały luksusowe sklepy na Polach Elizejskich, a to dlatego, że pozostały przez cały dzień szczelnie zamknięte. Oznacza to jednak brak utargu na sumę ok. 8 mln euro. Gorzej było na ulicy Faubourg Saint Honore, gdzie, jak informował w radio France Info prezes komitetu tamtejszych kupców Benjamin Cymerman, wandale zdewastowali 15 butików, wśród nich salon Chanel.

Reklama

"Straty z powodu manifestacji i występującego przy ich okazji wandalizmu dotknęły również prowincję. Jeszcze większe problemy powodują jednak trudności w zaopatrzeniu" – pisze w "Le Figaro" Valerie Collet, powołując się na dyrektorów sieci hipermarketów Carrefour i Casino. - "Podczas trzech weekendów mobilizacji "żółtych kamizelek" najbardziej ucierpiały północ, południowy zachód i południowy wschód Francji".

"Gospodarka spada pod kreskę" – alarmuje regionalny i największy francuski dziennik "Ouest-France". Jak informuje, w departamencie Manche (Normandia) szefowie przedsiębiorstw i handlowcy starają się nawiązać dialog z "żółtymi kamizelkami", aby wspólnie szukać rozwiązań.

Specjalistka od makroekonomii Marianne Py zastanawia się w internetowym wydaniu miesięcznika "Le Revenu", czy "żółte kamizelki" zaszkodzą nieśmiałemu przejaśnieniu we francuskiej gospodarce. Zagrożenie – twierdzi pismo – powodowane jest tym, że akcje protestacyjne ruchu przypadły "na kluczowy dla handlu okres, który zasadniczą część obrotów realizuje w trzecim kwartale".

Przed mobilizacją "żółtych kamizelek" wydawało się, że wzrost gospodarczy spokojnie zmierza do przewidzianych na ten rok przez ekonomistów 1,6 proc. PKB. "Ten scenariusz może jednak ulec zmianie, jeśli ich ruch doprowadzi do generalnego zablokowania gospodarki" – przewiduje specjalistka.

Biuro badań marketingowych MKG wyliczyło, że 10 mln euro kosztują paryskie hotele anulacje rezerwacji spowodowane tym, że turyści obawiają teraz przyjechać nad Sekwanę. Według MKG odwołano 20 do 25 tys. noclegów, co jest ciosem dla tej branży, która dzięki powrotowi gości zagranicznych, dopiero zaczęła się podnosić z upadku, do jakiego doprowadziły ją zamachy terrorystyczne w 2015 r.

Według ministerstwa finansów obroty licznych rzemieślników – piekarzy, rzeźników czy fryzjerów – spadły o 60-70 proc., a sklepikarzy o 30 - 40 proc. Jeszcze przed trzecią sobotą mobilizacji i protestów minister gospodarki i finansów Bruno Le Maire zapowiedział m.in. przeznaczenie przez państwo 2,5 mln euro na odszkodowania dla przedsiębiorstw dotkniętych wydarzeniami oraz przyspieszenie wypłat odszkodowań z ubezpieczeń.

Wśród analizujących gospodarcze następstwa ruchu "żółtych kamizelek" panuje niemal jednomyślna zgoda co do tego, że bez odpowiedzi politycznej prezydenta Emmanuela Macrona i rządu, na nic zdadzą się zapomogi i odszkodowania.