W środę Salvini złoży wizytę w Warszawie na zaproszenie ministra spraw wewnętrznych i administracji Joachima Brudzińskiego. Spotka się też z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim.

Reklama

Wśród włoskich polityków budzi największe i zawsze skrajne emocje; jest uwielbiany przez zwolenników prawicowej partii Liga, której jest liderem, a przez środowiska lewicowe krytykowany i nazywany - np. niedawno na łamach dziennika "La Repubblica" - "półdyktatorem".

Liga pod jego przywództwem jest pierwszym ugrupowaniem w kraju i cieszy się poparciem ponad 30 proc. Włochów. Jak zauważają komentatorzy, jest to ogromny skok dla partii, która w wyborach w marcu zeszłego roku otrzymała 17 proc. głosów. W ciągu kilku miesięcy od wejścia do rządu, w którym Salvini jest dominującą osobowością, Liga prawie podwoiła swój kapitał zaufania.

Zwolennicy Ligi popierają radykalne obietnice Salviniego, np. że zrówna z ziemią nielegalne obozowiska Romów oraz odeśle do krajów pochodzenia kilkaset tysięcy nielegalnych imigrantów i - jak mówi- "fałszywych uchodźców".

Reklama

Dla nich - powtarza - "beztroska się skończyła". To on nakreślił nową linię zaostrzonej polityki migracyjnej.

45-letniego Salviniego rozsadza energia, codziennie składa serie oświadczeń, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Zazwyczaj preferuje bezpośredni kontakt z wyborcami, bez pośrednictwa dziennikarzy. Latem Salvini wchodził na dach ministerstwa spraw wewnętrznych i tam smartfonem nagrywał wypowiedzi, które następnie zamieszczał na swoich profilach. Wygłasza tam oświadczenia, komentuje bieżące wydarzenia, a także fotografuje to, co je i pije: kanapkę z kremem orzechowym, ravioli z dynią i kieliszkiem czerwonego wina, butelkę włoskiego piwa. Z tego powodu przeciwnicy zarzucają mu, że jako szef MSW zachowuje się niekiedy jak internetowy influencer.

Eksperci od nowych mediów i marketingu ocenili, że biorąc pod uwagę liczbę osób obserwujących jego profile i naciskających na ikonkę "lubię to" przy jego wpisach, za każdy wpis bądź zdjęcie mógłby zarobić do 70 tys. euro, gdyby zaczął reklamować różne marki.

Sam prezentuje się jako przedstawiciel nowej polityki, która jego zdaniem będzie dominować po majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jak podkreśla, będzie to całkowite przeciwieństwo polityki prowadzonej przez obecną Komisję Europejską, której wielokrotnie zarzucał, że zależy jej na tym, aby Włochy były słabe i "zastraszone", a ich firmy sprzedane za bezcen.

Reklama

- Przeprowadzamy we Włoszech pokojową, ale zdecydowaną i konkretną rewolucję. Dzień 26 maja może całej Europie przynieść rewolucję zmian, uśmiechu i obywateli - oświadczył na przełomie roku. Podkreślił też, odnosząc się do eurowyborów, że "za pięć miesięcy rozegrany zostanie mecz meczów, jedna z takich batalii, jakie zdarzają się raz na 100 lat".

Witając Nowy Rok, Salvini mówił, że "mamy możliwość ocalić przyszłość naszych dzieci, przywracając sens i godność Europie, które utraciła, tkwiąc w klatce biurokracji, lobby, potentatów realizujących interesy finansjery, elit, wielkich międzynarodowych koncernów, zamiast służyć 500 milionom obywateli europejskich".

To główne zarzuty, jakie stawia obecnej Unii Europejskiej. Jego krytyczne podejście sprawia, że od lat przez znaczną część komentatorów uważany jest za eurosceptyka. Bardzo eurosceptyczne były jego wypowiedzi sprzed lat, gdy atakował euro. - Nie jesteśmy eurosceptykami, jesteśmy wielkimi zwolennikami Europy, ale obecną UE trzeba obalić kijami - powiedział pięć lat temu o swoim ugrupowaniu.

- Niech w maju wszystko się zmieni - to teraz najczęściej powtarzane przez niego życzenie.

Przed wyborami do PE Salvini szuka potencjalnych sojuszników w partiach, które uważa za pokrewne Lidze, m.in. we francuskim Zjednoczeniu Narodowym Marine Le Pen. Popiera politykę premiera Węgier Viktora Orbana, ale ich spotkanie w Mediolanie latem nie doprowadziło do zbliżenia stanowisk przed wyborami do PE.

Odnosząc się do celów kampanii wyborczej Ligi oświadczył: "My będziemy działać na rzecz Unii, która robi mało rzeczy, ale (robi je) dobrze".

- Jeśli Europa istnieje, niech broni swych granic, swych tradycji i bezpieczeństwa - mówił.

Wciąż dość młody, ale politycznie doświadczony Salvini, który urodził się w 1973 roku w Mediolanie, przeszedł bardzo długą i ciekawą drogę w świecie włoskiej polityki, w której pierwsze kroki stawiał w czasach liceum w środowisku komunistów z Lombardii.

W swym rodzinnym mieście studiował nauki polityczne i historię, ale porzucił uniwersytet. W 1990 roku zapisał się do separatystycznej wówczas Ligi Północnej, głoszącej ideę wolnej Padanii, czyli krainy nad rzeką Pad. W wieku 20 lat został radnym w Mediolanie. Kilka lat później zaczął działalność dziennikarską, najpierw w gazecie Ligi, "La Padania", a potem w rozgłośni Radio Padania Libera, której został dyrektorem. Echem odbił się w latach 90. jego gest, gdy podczas oficjalnej wizyty ówczesnego prezydenta Włoch Carlo Azeglio Ciampiego w siedzibie władz miasta odmówił podania mu ręki mówiąc: "Nie, dziękuję, pan mnie nie reprezentuje". Mówił również, że "nie reprezentuje go włoska flaga".

W latach 2004-2006 był eurodeputowanym Ligi. W 2008 roku został wybrany do Izby Deputowanych, następnie powrócił do PE.

W 2013 roku Salvini stanął na czele Ligi Północnej, wygrawszy prawybory z jej założycielem Umberto Bossim. Jako lider ugrupowania mówił wtedy o konieczności "zniszczenia euro" oraz wielkiej przebudowy Unii.

W 2014 roku znów został eurodeputowanym. Kierując Ligą Północną, jednym z jej najważniejszych haseł uczynił walkę z nielegalną imigracją. Antyimigranckie hasła nasiliły się w miarę pogłębiania się kryzysu migracyjnego, w rezultacie którego w 2018 roku do Włoch dotarła rekordowa liczba ponad 180 tys. przybyszów. Organizował manifestacje przeciwko polityce migracyjnej rządów centrolewicy, a zwłaszcza gabinetu Matteo Renziego.

W 2015 roku po zwycięstwie PiS i jego sojuszników w Polsce napisał na portalu społecznościowym: "Dziękuję, Polsko. Wolny wybór Polaków jest zwycięstwem tych, którym marzy się inna Europa, bardziej troszcząca się o pracę, a mniej o interesy banków i wielkich koncernów".

- Na przekór gazetom i telewizjom, także włoskim, zdecydowanie wygrali ci, którzy chcą kontrolować inwazję nielegalnych imigrantów i myślą w pierwszej kolejności o pracy i prawach swego narodu - dodał. "To wybór ultraprawicowy, rasistowski, antyeuropejski? Nie, to wolne wybory" - napisał Salvini, dodając: „Niedługo czeka to i nas”.

W wyborach w marcu 2018 r. Liga, już bez przymiotnika Północna, jako partia ogólnokrajowa otrzymała najwięcej głosów spośród trzech ugrupowań bloku centroprawicy, utworzonego przez byłego premiera Silvio Berlusconiego. Odłączyła się od niego i po wielu tygodniach kryzysu wokół powołania rządu utworzyła gabinet z Ruchem Pięciu Gwiazd. Na czele nowego rządu stanął nieznany szerzej profesor prawa, adwokat Giuseppe Conte, nad którym Salvini dominuje osobowością i zdecydowaniem.

To on jako szef MSW dyktuje zasady nowej polityki migracyjnej, w której odcina się niemal całkowicie od linii otwartości i udzielania gościny, jaką wyznaczyły poprzednie rządy centrolewicy i jej koalicjanta, małego ugrupowania centroprawicowego. Salvini zamknął włoskie porty dla statków zagranicznych organizacji pozarządowych patrolujących Morze Śródziemne. Jak tłumaczy, jest to element walki z przemytem migrantów, a organizacje pozarządowe, które zabierają ludzi z łodzi i pontonów, nazywa "wspólnikami przemytników".

Konkretnym rezultatem jego polityki jest radykalne zmniejszenie liczby docierających do Włoch migrantów. W zeszłym roku było ich 23 tys., czyli pięć razy mniej niż w 2017 roku.

- Im mniej ludzi wypływa, tym mniej tonie - wyjaśnia. Podkreśla, że nie jest przeciwny cudzoziemcom, lecz nielegalnej imigracji.

Przekonuje, że ci, którzy naprawdę uciekają przed wojną, przybywają do Włoch korytarzami humanitarnymi.

Obecnie zapewnia, że nie zgodzi się na przyjęcie 49 migrantów z dwóch statków organizacji pozarządowych, które od ponad dwóch tygodni stoją na wodach w pobliżu Malty w oczekiwaniu na wpuszczenie do jednego z portów w Europie.

"Ilu przyjmiemy migrantów? Zero, już to przerabialiśmy" - zaznaczył w oświadczeniu zamieszczonym w mediach społecznościowych.

Kiedy latem prokuratura na Sycylii objęła go śledztwem za to, że nie zgodził się na zejście migrantów ze statku na ląd, Salvini mówił: "Czekam, aż prokurator zacznie prowadzić śledztwo w sprawie przemytników i tych, którzy wspomagają nielegalną imigrację. Przypominam mu, że przemytnicy kupują broń i narkotyki, które potem są sprzedawane na przykład przed szkołami naszych dzieci".

Wyraził opinię, że "potrzebna jest reforma wymiaru sprawiedliwości", a o przedstawicielach sądownictwa powiedział: "To oczywiste, że próbują rzucać nam kłody pod nogi".

"Naród ma dość tego, że jest sługą. Zablokowanie nielegalnej imigracji nie jest prawem, lecz obowiązkiem ministra. Zrobiliśmy już za dużo" - oświadczył.

Bardzo stanowczo sprzeciwia się sankcjom nałożonym na Rosję po aneksji Krymu. Reprezentuje przede wszystkim przedsiębiorców z północy kraju, którzy ponieśli straty w wyniku embarga na rosyjski import. Sankcje "uważałem, uważam i będę zawsze uważać za absurd społeczny, kulturowy i ekonomiczny" - oświadczył na jesieni.

Konsternację części komentatorów wywołał, fotografując się w 2015 roku w Moskwie w koszulce z portretem prezydenta Rosji Władimira Putina. Tak ubrany poszedł też do Parlamentu Europejskiego mówiąc, że jest to "odpowiedź dla eurokretynów, którzy bawią się w wojnę z Putinem i Rosją".

Jako bezpodstawne odpiera zarzuty, że jego partia jest przez Rosję współfinansowana. Powtarza, że wrogiem jest nie Rosja, a terroryzm islamski. Wyznał, że w Rosji czuje się jak w domu, czego - dodał - nie może powiedzieć o "niektórych krajach europejskich".

"Ministrem strachu" nazwał go autor poświęconej mu książki, dziennikarz Antonello Caporale, który twierdzi, że właśnie w ten sposób Salvini "podbił Włochy i Włochów". Zwolennicy nazywają Salviniego "Kapitanem".

Szczyci się tym, że gdy tylko przechodzi ulicą, ludzie zatrzymują go, ściskają i zapewniają o poparciu. Przyznał, że w święto Trzech Króli właśnie z tego powodu nie zdążył na modlitwę Anioł Pański z papieżem na placu Świętego Piotra. Franciszek apelował wówczas do europejskich przywódców o okazanie konkretnej solidarności z migrantami z dwóch statków pozostających na Morzu Śródziemnym.