Gdyby wpisywano do Księgi Rekordów Guinessa państwa z największą korupcją, to z pewnością Wenezuela byłaby na pierwszym miejscu. Wątpię, by jakikolwiek inny kraj był nią tak przeżarty – mówi mi Andres (imię zmienione), który do grudnia 2018 r. pracował w spółce zależnej od PDVSA (Petroleos de Venezuela SA), wielkiego państwowego koncernu naftowego. Prosi o niepodawanie nazwy swojej byłej firmy, bo obawia się, że zostanie rozpoznany. – U nas też cały czas były wałki. PDVSA wysyłało nam zepsuty sprzęt do naprawy, a my wystawialiśmy faktury za lewe remonty – dodaje.
Była firma Andresa jest w 49 proc. własnością PDVSA, zaś w 51 proc. należy do prywatnego inwestora. Zajmuje się konserwacją sprzętu do wiercenia szybów naftowych, ale – co potwierdza wielu wenezuelskich dziennikarzy – jest też wykorzystywana do robienia przekrętów finansowych, na których bogaci się kierownictwo PDVSA i ludzie prezydenta Nicolasa Maduro. Podobnych firm działających według takiego schematu jest mnóstwo – żadna nie zajmuje się produkcją ropy, wszystkie świadczą usługi na rzecz koncernu. – Szefostwo chciało mnie zmusić do przygotowania fikcyjnego raportu finansowego, który miał być podkładką do wyprowadzenia pieniędzy. Kiedy odmówiłem, szef zagroził mi, że sam zostanę oskarżony o łapówkarstwo. Na szczęście nie mieli dowodów, a potem szybko się zwolniłem – opowiada.