Polska i Izrael próbują naprawić relacje, ale na przeszkodzie stanęła historia - ocenił w poniedziałek nowojorski dziennik.

"NYT" pisze, że przed wyborami parlamentarnymi w Izraelu Netanjahu chciał pokazać, jak w Warszawie z arabskimi liderami omawia zagrożenie, płynące z regionalnych ambicji Iranu, i jak z przywódcami krajów Europy Wschodniej buduje relacje, stanowiące przeciwwagę dla krytycznie usposobionej do jego polityki Unii Europejskiej.

Reklama

Dlatego "w minionym tygodniu Netanjahu wziął udział w Warszawie w spotkaniu zwołanym przez administrację (prezydenta Donalda) Trumpa", po którym powiedział w czwartek, że "+Polacy współpracowali z nazistami+ podczas Holokaustu, co do niedzieli urosło do sporego ambarasu dyplomatycznego" - pisze dziennik.

Problem "pogorszył się w niedzielę, gdy Israel Katz - mianowany zaledwie kilka godzin wcześniej przez Netanjahu p.o. ministra spraw zagranicznych - przypomniał w telewizji słowa Icchaka Szamira, byłego premiera Izraela". Chodzi o zdanie Szamira na temat antysemityzmu Polaków "wyssanego z mlekiem matki".

Reklama

Netanjahu "od 2017 roku uwodził tak zwaną Grupę Wyszehradzką", której prawicowe rządy "są coraz bardziej autokratyczne", ponieważ Izrael chciał wykorzystać spór między wschodnioeuropejskimi krajami a Unią Europejską, która "dobitnie krytykuje sposób, w jaki Izrael traktuje Palestyńczyków" - komentuje "NYT".

Kraje V4 mają "swoje własne żale do Brukseli i (zastrzeżenia) do liberalnych wartości, jakie reprezentuje ten blok" - kontynuuje dziennik.

"Po każdej stronie działa tu nagi oportunizm polityczny" - powiedział "NYT" ekspert brytyjskiego ośrodka analitycznego Centre for European Reform (CER) Ian Bond.

"Ze strony Netanjahu (wygląda to tak), że im więcej może znaleźć ludzi, którzy mają dosyć głównego nurtu UE i przekonać ich, by go poparli taktycznie, choćby po to, by zirytować innych członków Unii, tym lepiej" - ocenił Bond.

Natomiast "Polska stara się naprawić relacje z Izraelem" odkąd wprowadzenie ustawy o IPN wywołało kryzysy dyplomatyczny, którą polskie władze zmodyfikowały pod presją USA - dodał ekspert.

Reklama

Relacje z Izraelem znowu zostały wystawione na próbę, gdyż "Jerusalem Post" zacytował błędnie słowa Netanjahu w ten sposób, że wypowiedź nabrała znaczenia "polski naród kolaborował" z nazistami - wyjaśnia dziennik.

Szczyt V4 w Jerozolimie został w poniedziałek odwołany; premier Czech Andrej Babisz poinformował, że zamiast szczytu planowane są rozmowy dwustronne.

Wcześniej swój udział w szczycie odwołał premier Mateusz Morawiecki; w poniedziałek poinformował, że do Izraela nie pojedzie także szef MSZ Jacek Czaputowicz.

"Podjąłem taką decyzję, ponieważ te sformułowania, które padły z ust powołanego na ministra spraw zagranicznych pana (Israela) Katza, są absolutnie niedopuszczalne" - powiedział premier.

"The Jerusalem Post" o sporze w izraelskiej koalicji rządowej

"Skrajnie prawicowa partia Siła dla Izraela (Otzma Yehudit) może dodać dwa miejsca do prawicowego bloku, ale żadna partia nie chce z nimi startować" - informuje w poniedziałek portal "The Jerusalem Post". Likud i Żydowski Dom wzywają siebie nawzajem do połączenia z tym antyarabskim i nacjonalistycznym ugrupowaniem.

Według dziennika premier Izraela i lider Likudu Benjamin Netanjahu przekonywał przedstawicielami Żydowskiego Domu, by to ta partia połączyła się z Siłą dla Izraela.

W rozdrobnionym na wiele ugrupowań Knesecie jest 120 miejsc; o zwycięskiej koalicji i nowym rządzie mogą zadecydować mniejsze partie. Sondaże wskazują na zaciętą rywalizację między prawicowym blokiem pod wodzą Netanjahu oraz lewicowym sojuszem na czele z szefem ugrupowania Odporność Izraela Bennym Gantzem.

Izraelskie partie mają czas do czwartku na złożenie list do wyborów. Wszelkie sojusze muszą być ogłoszone przed tym terminem.

Prawicowy blok znalazł się pod zwiększoną polityczną presją po decyzji przywódczyni partii Ruch (Hatnuah) Cipi Liwni, która ogłosiła w poniedziałek swoje odejście z polityki i wycofanie jej ugrupowania z wyborów. Była szefowa MSZ argumentowała to wolą pomocy dla lewicowego bloku. Obawiała się, że Ruch zabierze głosy silniejszym lewicowym ugrupowaniom. W ostatnich sondażach jej partia znajdowała się pod wyborczym progiem.

"Nie mamy wystarczającej politycznej siły, by realizować nasze wartości, nie wybaczę sobie jeśli głosy zostaną zmarnowane" - przekazała Liwni na konferencji w Tel Awiwie.

Odchodząc z polityki ostrzegła, że w Izraelu "demokracja jest atakowana, a posiadanie innych poglądów (od rządu) stało się klątwą". Oskarżyła też premiera o próby przejęcia systemu sądownictwa oraz ataki na media. "Jeśli nie przestanie, te wybory będą ostatnim aktem demokracji w Izraelu" - stwierdziła.

Z powodu odejścia z polityki Liwni rzecznik Likudu wezwał Żydowski Dom do "pokazania odpowiedzialności" i "działania bez zwłoki, by zjednoczyć wszystkie siły na prawicy". W przeciwnym razie - jego zdaniem - "Gantz utworzy lewicowy rząd, co będzie tragedią na pokolenia".