Mimo starań prezydenta USA deficyt handlowy urósł właśnie do poziomu największego od 10 lat. Roczna różnica między amerykańskim eksportem a importem wyniosła w 2018 r. 621 mld dol. Tylko w grudniu dziura w amerykańskim handlu zagranicznym sięgnęła blisko 60 mld dol. Deficyty w handlu z Chinami, Unią Europejską i Meksykiem są najwyższe w historii. W czasie kadencji Donalda Trumpa wielkość rocznego deficytu powiększyła się o 119 mld dol. Można więc kwestię handlu uznać za jego najbardziej spektakularną porażkę.
Mógłby jej uniknąć, gdyby słuchał ekonomistów, którzy od początku jego kadencji wskazywali, że deficytu handlowego nie da się zlikwidować, nakładając taryfy celne, ponieważ jest on konsekwencją zamożności i siły konsumentów w najpotężniejszym państwie świata. Sytuacja, w której globalny lider jest rynkiem zbytu dla całej reszty państw, a te są w stanie rosnąć i bogacić się dlatego, że mogą sprzedawać swoje towary liderowi, jest normalna. Tak na świecie było zawsze niezależnie od tego, kto akurat odgrywał rolę globalnego lidera.
Do dziś drugim obok USA państwem na świecie z potężnym deficytem handlowym jest kraj, który pełnił funkcję globalnego mocarstwa przed USA, czyli Wielka Brytania. Gdy Trump nakłada cła na towary z Chin, aby podnieść koszt ich importu do USA, Amerykanie zaczynają kupować podobne towary np. z Wietnamu. Jeśli ocli się Wietnam, będą kupować towary z Tajlandii, Korei Płd. albo chociażby Peru. Cła nie są w stanie zmniejszyć popytu ze strony Amerykanów. Mogą tylko wpływać na kierunki, z których płynie import.
Reklama
Do zwiększania deficytu handlowego przyczynił się sam prezydent. Import do USA wciąż rośnie, bo Amerykanie mają w portfelach więcej pieniędzy dzięki wprowadzonym przez Trumpa cięciom podatków. Z drugiej strony Amerykanie mają problem ze zwiększaniem eksportu, ponieważ reszta świata ostatnio jest w zdecydowanie gorszej kondycji. To pogorszenie się sytuacji gospodarczej na świecie powszechnie jest kojarzone z napięciami i niepewnością wywołaną przez… wojny handlowe.
Reklama
Polityka mająca na celu redukcję deficytu handlowego USA jest więc, po pierwsze, zupełnie nieskuteczna, bo globalny układ gospodarczy nie działa tak, jak Trump myśli, że działa, a po drugie, sama w sobie dodatkowo napędza amerykański deficyt. Można uznać, że to dobrze, bo kolejną rzeczą, której Trump nie dostrzega, jest najważniejsza konsekwencja tego, że Ameryka ma deficyt handlowy z całym światem. Otóż dzięki temu, płacąc za import ze wszystkich kontynentów dolarami, Stany Zjednoczone rozprzestrzeniają na całym świecie swoją walutę. Dzięki temu dolar jest fundamentem globalnego systemu finansowego. A to daje USA wyjątkową, niezwykle uprzywilejowaną pozycję w tym systemie, z czego korzystają zarówno w kontekście gospodarczym, jak i politycznym.
Prezydent USA może tego nie dostrzegać, bo traktuje państwo jak prywatną firmę, która faktycznie im więcej eksportuje, tym więcej zarabia. Tyle że państwa nie funkcjonują jak prywatne przedsiębiorstwa, a dodatkowo Stany Zjednoczone ze względu na pozycję dolara nie funkcjonują tak jak inne państwa. To, że głowa najważniejszego państwa świata tego nie zauważa, to jeden z najciekawszych elementów składowych zbiegu okoliczności, który sprawia, że żyjemy w tak dziwnych i ciekawych czasach.