Pociski zostały wystrzelone z poligonu w pobliżu miasta Wonsan, na wschodnim wybrzeżu Korei Płn., między godz. 9:00 a godz. 9:27 czasu miejscowego (godz. 2:00-2:27 w Polsce) w kierunku wschodnim - nad Morze Japońskie.

Agencja Yonhap, która jako pierwsza poinformowała o wystrzeleniu pocisków, powołała się na informacje, jakie otrzymała z Kolegium Połączonych Szefów Sztabów Korei Płd., południowokoreańscy wojskowi oparli zaś swą opinię na wspólnej analizie przeprowadzonej z udziałem oficerów amerykańskich.

Reklama

Początkowo była mowa o jednym pocisku, w kolejnych komunikatach ujawniono, że Korea Północna wystrzeliła w sumie kilka rakiet, które przeleciały dystans nie większy niż 100 km.

Ko Min Dzung - rzeczniczka prezydenta Korei Płd. Mun Dze Ina, powiedziała, że informacja o wznowieniu prób balistycznych jest skrupulatnie sprawdzana przez władze Korei Płd.

Reklama

Aktywności północnokoreańskich wojsk rakietowych balistycznej na Morzu Japońskim nie odnotowały natomiast japońskie czynniki wojskowe - podała w sobotę rano agencja Kyodo. W oświadczeniu wydanym przez rząd Japonii, cytowanym przez tę agencję, zaznaczono, że żadna z rakiet nie wpadła do morza w wyłącznej strefie ekonomicznej Japonii. Strefa ta obejmuje łącznie 320 km - pisze agencja Associated Press.

Z depeszy Kyodo wynikało, że strona japońska nie miała całkowitej pewności, iż test balistyczny rzeczywiście miał miejsce. Z drugiej zaś strony w komunikacie rządowym zaznaczono, że "nie powstała jakakolwiek sytuacja, która niosłaby zagrożenia dla bezpieczeństwa Japonii".

Agencje przypominają w kontekście sobotniej próby balistycznej Korei Płn., że rokowania północnokoreańsko-amerykańskie ws. denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego znalazły się w impasie i że przywódca KRLD Kim Dzong Un spotkał się niedawno z prezydentem Rosji Władimirem Putinem, próbując zademonstrować, że margines jego swobody jest szerszy niż by mogło się wydawać.

Agencja AFP, która wyraża taką opinię, przypomina też, że wiceszefowa MSZ Korei Płn. Cze Son Hui przestrzegła we wtorek USA przed "niepożądanymi konsekwencjami", jeśli do końca roku nie zmienią stanowiska w negocjacjach nuklearnych z Pjongjangiem. Północnokoreańska wiceminister oskarżyła również sekretarza stanu USA Mike’a Pompeo o czynienie "nierozsądnych i niebezpiecznych" uwag w związku z jego niedawną wypowiedzią, że Waszyngton będzie musiał "zmienić drogę", jeśli negocjacje z Pjongjangiem załamią się.

Reklama

- Zmiana drogi nie jest przywilejem przysługującym tylko USA, lecz może być także naszym własnym wyborem, jeśli tak zdecydujemy - powiedziała Cze, cytowana przez KCNA. - Jeśli USA nie zmienią swojej pozycji w terminie, który wyznaczyliśmy, spotkają je prawdziwie niechciane konsekwencje - ostrzegła.

Po fiasku lutowego szczytu z prezydentem USA Donaldem Trumpem w Hanoi przywódca Korei Płn. Kim Dzong Un wyznaczył koniec roku jako termin, do którego Stany Zjednoczone powinny złagodzić swoje żądania dotyczące likwidacji północnokoreańskiego programu jądrowego - przypomina agencja Reutera. Trump i Pompeo odrzucili ten termin, wzywając Kima do poczynienia konkretnych kroków w stronę obiecywanej przez niego całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego.

Korea Północna, która od lat pracuje nad rozwojem broni nuklearnej i balistycznej, w 2017 roku przeprowadziła szóstą i zarazem największą dotąd próbę ładunku nuklearnego oraz kilka prób rakiet balistycznych.

Po wystrzeleniu międzykontynentalnej rakiety balistycznej (ICBM) pod koniec listopada 2017 r. reżim ogłosił, że jest w stanie dokonać ataku atomowego na całe kontynentalne terytorium Stanów Zjednoczonych.

W kwietniu 2018 r. rząd Korei Północnej poinformował Waszyngton, że Kim Dzong Un jest gotów rozmawiać na temat programu nuklearnego swego kraju z prezydentem USA; Trump nieoczekiwanie przyjął ofertę spotkania z Kimem. Doszło do niego 12 czerwca w Singapurze.