39-letnia kobieta została trafiona w twarz w niedzielę w pobliżu stacji metra Wan Chai na wyspie Hongkong, gdy trwały tam starcia policji z demonstrantami.

Indonezyjka stała wówczas wśród innych dziennikarzy na moście dla pieszych, ubrana w żółtą odblaskową kamizelkę z napisem „Press” oraz podobnie opisany kask, a na szyi zawieszoną miała legitymację prasową – napisano w komunikacie opublikowanym przez reprezentującą ją kancelarię prawną.

Reklama

Miałam na sobie kask i gogle. Stałam z innymi dziennikarzami. Słyszałam, że jeden z nich krzyczał: "nie strzelajcie, jesteśmy dziennikarzami, ale policja strzeliła" - powiedziała dziennikowi „South China Morning Post” sama poszkodowana.

Lekarze potwierdzili, że uszkodzenie oka spowodowane przez pocisk doprowadziło do całkowitej i nieodwracalnej utraty zdolności widzenia w tym oku – powiedział adwokat Michael Vidler. Dodał, że zebrane dowody wskazują, iż była to gumowa kula.

Reklama

Prawnik oceniał wcześniej, że policjant złamał przepisy, strzelając z niewielkiej odległości – około 12 metrów - oraz z kąta, przy którym pocisk mógł tylko trafić w głowę lub górną część ciała. Zapowiedział wniosek o postępowanie karne w tej sprawie oraz wytoczenie procesu cywilnego. O policyjne śledztwo zaapelował również indonezyjski konsulat w Hongkongu.

W toku trwających od czerwca protestów hongkońskiej policji wielokrotnie zarzucano dokonywanie ataków na dziennikarzy i celowe utrudnianie im pracy, między innymi próby niedopuszczenia ich do nagrywania w chwilach, gdy funkcjonariusze zatrzymują podejrzanych.

Reklama

Hongkońskie Stowarzyszenie Dziennikarskie (HKJA) informowało między innymi o przypadkach używania przeciw reporterom gazu pieprzowego. W internecie publikowano również nagrania przedstawiające policjantów używających granatów z gazem łzawiącym wobec grup dziennikarzy, choć w ich pobliżu nie było demonstrantów.

Jedną z 81 osób, które odniosły obrażenia w czasie pierwszych poważnych starć 12 czerwca, był kierowca stacji RTHK, uderzony w głowę granatem z gazem łzawiącym. W sierpniu korespondent BBC Stephen McDonell poinformował na Twitterze, że podczas relacjonowania protestów został trafiony w twarz wystrzelonym przez policję pociskiem, który rozbił mu maskę ochronną.