"Czy francuski minister spraw wewnętrznych chciał ukryć, że zamachowiec był islamistą? Dlaczego trwało to aż trzy dni, zanim opinia publiczna dowiedziała się o tym związku?" - pyta prawicowy dziennik "Die Welt", przyznając jednocześnie, że najpierw należy przeprowadzić rzetelne śledztwo. Istnieje bowiem ryzyko, że kolejny atak o podłożu islamistycznym może skierować gniew opinii publicznej przeciwko muzułmanom.

Reklama

"Tak naprawdę jednak, ukrywając informacje, nie oddajemy muzułmanom przysługi. Ponieważ nie wolno stawiać na równi zwykłych muzułmanów i wojujących islamistów" - podkreśla "Die Welt".

Wtóruje mu lewicowo-liberalny "Frankfurter Rundschau", który nie wyklucza, że wśród motywów sprawcy była też żądza zemsty i frustracja. Nałożyły się one jednak dodatkowo na radykalne nastawienie, tworząc mieszankę wybuchową. Zostało to zlekceważone przez przełożonych mordercy.

"Równie niepokojące jest też to, w jaki sposób obchodzono się z tymi informacjami. Należy zadać szefowi MSW pytanie, czy celowo ukrywał niewygodna prawdę. Oraz, dlaczego tak jednoznacznie odrzucał na początku możliwość zamachu terrorystycznego? Jeśli nie będzie potrafił udzielić satysfakcjonującej odpowiedzi, to rządowi i zaufanemu człowiekowi prezydenta Emmanuela Macrona, Christophowi Castanerowi grozi poważny skandal" - ocenia "FR".

Reklama

Tabloid "Bild" z kolei, wychodząc od zamachu w Paryżu, przypomina nienagłośniony przez media incydent, który zdarzył się w piątek w Berlinie. 23-letni Syryjczyk Mohamad M., uzbrojony w długi wojskowy nóż, próbował wedrzeć się do synagogi w centrum niemieckiej stolicy. Został powstrzymany przez policję i wkrótce zwolniony.

"Gdzie teraz jest? Nie wiadomo. Berlińska policja uznała, że nie ma powodu, by go zatrzymać. Pozostaje przytłaczające uczucie, że tam na zewnątrz chodzi ktoś przepełniony nienawiścią i gotowy do przemocy" - pisze najpoczytniejszy dziennik w Niemczech.

Reklama

Bulwarówka uznaje za słuszne istnienie poważnych przeszkód dla pozbawiania kogoś wolności. Pyta jednocześnie, czy akurat w tym przypadku dobro ogółu nie wymagało bardziej zdecydowanych działań.

"W ubiegłym tygodniu mężczyzna zamordował w Paryżu cztery osoby nożem ceramicznym. Po długim przemilczaniu władze przyznały, że był islamistą. Również w Berlinie słyszymy, że motywy Syryjczyka były niejasne. To żart? Czego może chcieć ktoś, kto krzyczy "Allahu akbar" (Allach jest wielki) (...) i próbuje się wedrzeć z nożem do synagogi? Spokojnie porozmawiać? Nie. Chce grozić, ranić i mordować żydów" - oburza się "Bild" i domaga się, by nazywać rzeczy po imieniu.

W czwartek 45-letni Mickael Harpon, zanim został zastrzelony, zamordował czterech kolegów z w dyrekcji wywiadu prefektury policji DRPP w Paryżu, gdzie pracował od 2003 roku. Przed ok. 10 laty przeszedł na islam.