"Czy Greta Thunberg powinna za swoją działalność otrzymać Pokojową Nagrodę Nobla? Cóż za pytanie. Oczywiście, że tak. Dzięki niej kwestia zmian klimatu i konieczności szybkiego ich powstrzymania stała się jednym z najważniejszych globalnych tematów" - przekonuje redaktor prowadzący "Tagesspiegla", były korespondent dziennika w Waszyngtonie Malte Lehming.

Reklama

Przypomina, że w 2007 roku były wiceprezydent USA Al Gore otrzymał pokojowego Nobla za wysiłki na rzecz podnoszenia świadomości o kryzysie klimatycznym i "rozpowszechniania wiedzy na temat zmian klimatu spowodowanych przez człowieka".

"Co najmniej od tamtej pory jest jasne, że walka z globalnym ociepleniem to działanie na rzecz światowego pokoju" - wskazuje Lehming.

Zdaniem komentatora Thunberg nie mówi nic nowego, nowy jest za to sposób, w jaki to robi. Mówi o konsekwencjach zmian klimatu i o tym, że sama ich doświadcza. Chce wywołać panikę, ponieważ sama jest przerażona. Zarzuca całemu pokoleniu doprowadzenie do fiaska polityki klimatycznej, ponieważ - jak pisze Lehming - jej własne pokolenie musi ponieść tego konsekwencje.

Reklama

"(Thunberg) od miesięcy demaskuje bezwładną ludzką mentalność jako niebezpieczną ignorancję. To, że wielu rzuca jej przy tym kłody pod nogi, przemawia raczej na jej korzyść niż niekorzyść" - konkluduje komentator "Tagesspiegla".

Z kolei dla jego redakcyjnego kolegi Christopha von Marschalla - również byłego korespondenta w USA - młoda Szwedka symbolizuje sprowadzanie oczekiwań wobec polityki do infantylnych mrzonek.

"To rzeczywiście osiągnięcie, w ciągu 14 miesięcy dzięki wagarom zostać ikoną międzynarodowego młodzieżowego ruchu. Ale jej przesłanie i sposób komunikowania są podejrzane z punktu widzenia demokracji. Rozpowszechnia ona bowiem nieprawdę. Rości sobie prawo do posiadania jedynie słusznej, rzekomo popartej naukowo, wiedzy. Gdy się jednak temu bliżej przyjrzeć, to w dużej mierze polega to na odsądzaniu od czci i wiary tych, którzy opierają swoje opinie na innych naukowych dowodach" - krytykuje publicysta i zastrzega jednocześnie, że atakowanie Thunberg za to, że ma Aspergera, byłoby nieetyczne. Jednocześnie przestrzega jednak przed podążaniem za "genialnym trickiem propagandowym", jakim jego zdaniem było uwypuklenie tego aspektu, i nagradzaniem autystycznych zachowań.

"Czy jej działalność przyczynia się chociażby do podnoszenia poziomu wiedzy i wyjaśniania pewnych zjawisk? Nie. Formułuje swoje żądania, jakby była tylko jedna, wieczna prawda w tej dziedzinie. Tymczasem raporty Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu (IPCC) nie są Biblią. Modele używane do obliczania możliwości absorbcji CO2 przez oceany i lądy okazały się wadliwe. Nic w tym złego. To postęp, jeśli w 2018 roku IPCC dostrzega, gdzie w 2013 roku popełniło błąd" - uważa von Marschall.

Reklama

Dodaje, że zaprzeczeniem postępu jest z kolei działanie Thunberg i stojących za nią naukowców, którzy swoich adwersarzy poddają ostracyzmowi i wyzywają od "klimatycznych negacjonistów".

Zwraca też uwagę, że ludzie nieco starsi od Thunberg pamiętają, jak zmieniały się Niemcy w ciągu ostatnich 20-30 lat: zniknęły dwusuwy, piece węglowe, auta mają katalizatory, w Ruhrze i Renie można znowu pływać, a emisje gazów cieplarnianych są dziś o 23 proc. niższe niż w 1990 roku. "Można krytykować, że to za mało. Ale twierdzenie, że nic się nie poprawiło, jest zwykłym kłamstwem. Nie wolno przyklaskiwać ignorancji ani jej nagradzać" - puentuje publicysta.