Głosowania nad umową rozwodową między UE i Wielką Brytanią mają odbyć się w brytyjskiej Izbie Gmin w czwartek. Prawdopodobieństwo tego, że z końcem stycznia pożegnamy Brytyjczyków, jest obecnie bardzo duże. W grudniu na posiedzeniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów nasi brytyjscy koledzy żegnali się z nami, żegnając się jednocześnie z Parlamentem Europejskim i Unią Europejską. Wyjście Wielkiej Brytanii będzie dla wizerunku UE fatalne, bo to oznacza, że Unia słabnie i nie ma się co z tego cieszyć – powiedział Czarnecki PAP.

Reklama

Jak podkreślił, ci, którzy w europarlamencie cieszą się z wyjścia Zjednoczonego Królestwa z UE, nie zdają sobie sprawy, jak świat odbiera ten fakt. Reakcja świata jest jednoznaczna - po brexicie Unia jest słabsza, jest słabszym partnerem. Unia w ostatnich 20 latach osłabła gospodarczo w porównaniu np. ze skokiem gospodarczym Azji. Ameryka Łacińska nadrabia do nas dystans. Ten sygnał polityczny będzie w tym kontekście dla UE bardzo niekorzystny - zaznaczył. Czarnecki uważa, że wyjście Wielkiej Brytanii z UE będzie oznaczało też wzmocnienie we wspólnocie pozycji Francji i Niemiec. To jest oczywiste. Natura polityczna nie znosi próżni. Brexit spowoduje wzmocnienie pozycji Paryża i Berlina w Europie. Niemcy będą chciały wykorzystać tę sytuację dla zwiększenia swoich wpływów w Unii Europejskiej – zaznaczył.

Europoseł słowa Johnsona na temat jak najszybszego wyjścia z UE i najkrótszego okresu przejściowego tratuje, jako deklarację polityczną. Johnson mówi, że należy zerwać pępowinę łączącą Wielką Brytanię z Unią, że trzeba to zrobić jak najszybciej. Myślę, że w ten sposób brytyjski premier punktuje u siebie, grając człowieka konsekwentnego. Uważam jednak, że Brytyjczycy nie zrobią niczego, co byłoby wbrew ich interesom gospodarczym. Być może w interesie obu stron będzie przedłużenie negocjacji (ws. umowy o przyszłych relacjach – PAP) i dopracowanie szczegółów – powiedział.

Wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, które ma się dokonać z końcem stycznia, nie będzie oznaczało końca trudnych rozmów między obiema stronami. Rok 2020 przyniesie dalsze negocjacje o kształt relacji po brexicie. Czarnecki podkreśla, że ani Londyn, ani Bruksela nie chcą jednak takiego porozumienie dot. przyszłych relacji, które nie będzie mogło być realizowane. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson chce, żeby okres przejściowy, w trakcie którego jego kraju nie będzie już w instytucjach unijnych, ale wciąż będą obowiązywały go reguły UE, trwał tylko do końca roku.

Reklama

Tak też przewiduje to porozumienie rozwodowe, ale w momencie, gdy przygotowywano te zapisy, nikt nie wiedział jeszcze, że sam proces ratyfikacji umowy o wyjściu zajmie tak dużo czasu, że na rozmowy o nowych relacjach zostanie zaledwie 11 miesięcy. Skalę wyzwań pokazują inne, mniej ambitne porozumienia, które UE wypracowywała latami. Np. umowę o wolnym handlu z Kanadą wykuwano aż siedem lat. Wiele wskazuje na to, że nad Brukselą i Londynem znowu zawiśnie widmo braku porozumienia w drugiej fazie negocjacji brexitowych. A to może zaszkodzić biznesowi i obywatelom po obu stronach kanału La Manche.

W Brukseli coraz częściej powtarza się, że w rokowaniach z Brytyjczykami trzeba zapewnić równe zasady gry dla firm na Wyspach i tych działających we Wspólnocie, jeśli ma być mowa o bezcłowym przepływie towarów. KE bezpośrednio po brexicie ma zaproponować projekt mandatu do dalszych rozmów. Nad dokumentem tym będą w lutym pracować unijni ministrowie ds. europejskich. Rozmowami w przyszłym roku, tak jak miało to miejsce do tej pory, pokieruje Francuz Michel Barnier.