Brytyjczycy lada dzień oficjalnie zaprezentują własny plan walki z narkobiznesem w Afganistanie. Ich propozycje to odpowiedź na pomysł administracji USA, która proponuje niszczenie pól makowych za pomocą chemicznych oprysków. Londyn jest bardziej umiarkowany - chce stworzyć system dopłat dla rolników, którzy za pieniądze rezygnowaliby z upraw maku na rzecz innych roślin.

Reklama

"Badamy, czy da się wprowadzić w Afganistanie system podobny do unijnej polityki rolnej tak, by bardziej od maku opłacalne były inne uprawy" - uważa Lord Malloch-Brown, sekretarz stanu w brytyjskim Foreign Office. "Nie możemy uderzać w rolników, o których serca i umysły walczymy" - zastrzegł.

Plan na dniach ma zatwierdzić premier Gordon Brown - Brytyjczycy mają w Afganistanie drugi co do wielkości kontyngent wojskowy. Londyn chce, by część pieniędzy dziś wydawanych na mało efektywną administrację afgańską przeznaczyć właśnie na subwencje. W funduszu dopłat miałby partycypować Bank Światowy.

Brytyjczycy doskonale zdają sobie sprawę, że narkobiznes to nie tylko talibowie, a tym bardziej nie uprawiający na ich zlecenie mak rolnicy. Dlatego chcą wspomóc chłopów pieniędzmi, które normalnie trafiałaby do skorumpowanych urzędników, i tak zarabiających pokątnie na handlu opium i heroiną.

Reklama

Ponadto Londyn proponuje stworzenie listy bonzów narkotykowych i objęcie ich restrykcjami jak zablokowanie kont bankowych czy zakaz wyjazdu z Afganistanu. "Wiemy, kim oni są. Rząd afgański również wie, o kogo chodzi" - mówi Malloch-Brown. Ważną rolę w planie brytyjskim ma odgrywać wojsko, przede wszystkim wywiad, który ma namierzać fabryki, w których produkuje się heroinę. Żołnierze zajmą się też likwidacją takich "przedsiębiorstw".

"Plan jest pragmatyczny, jednak trzeba pamiętać, by nie przyzwyczaić rolników do dopłat na dłuższą metę. Oni w miejsce maku muszą zacząć uprawiać inne rośliny" - mówi DZIENNIKOWI Harry Shapiro z ośrodka analitycznego DrugScope w Londynie.

Z tym może być jednak problem. "Na kiepskich ziemiach Afganistanu najłatwiej rośnie mak. Z innymi roślinami jest znacznie gorzej" - mówi DZIENNIKOWI płk Philip Wilkinson, który służył w Afganistanie. Stacjonuje tam obecnie prawie 7 tys. żołnierzy brytyjskich. Większość z nich tłumi talibską rebelię w narkotykowym zagłębiu - prowincji Helmand. Na światowych rynkach 93 proc. opium, które jest półproduktem do wytwarzania heroiny, pochodzi właśnie z regionu, gdzie zbiegają się granice Afganistanu, Pakistanu i Iranu.

Reklama



Amerykański sposób na walkę z afgańskim narkobiznesem

Według Białego Domu i Departamentu Stanu, najskuteczniejszą metodą walki z narkobiznesem w Afganistanie są opryski makowych pól trującymi chemikaliami. Jednak przeciwnicy takiego rozwiązania są przekonani, że taka operacja zamiast osłabić, tylko wzmocni talibów, bo sfrustrowani brakiem dochodów chłopi przyłączą się do antyzachodniej rebelii.

Projekt jest na tyle kontrowersyjny, że nawet w administracji USA nie ma zgody, czy opryskiwanie opiumowych pól to skuteczna broń. Przeciw jest m.in. Kongres i Pentagon. Jednak jak powiedział anonimowo DZIENNIKOWI urzędnik ONZ w Afganistanie, może się okazać, że w życie wejdą obie propozycje - amerykańska i brytyjska. Dopłaty będą przysłowiową marchewką, a opryski kijem na tych, którzy mimo deklaracji nie zrezygnują z upraw maku.