Panika jest niepożądana. Lepiej chyba jednak przesadzić z działaniami prewencyjnymi, niż żeby były one niewystarczające. Białoruski przywódca (Alaksandr Łukaszenka) wybrał jednak strategię "wszystko albo nic” – ocenił na łamach portalu Naviny.by analityk Alaksandr Kłaskouski.

Reklama

Według Łukaszenki, który w czwartek zwołał naradę poświęconą sytuacji epidemiologicznej w kraju, Białoruś "bardziej może ucierpieć z powodu paniki niż od samego koronawirusa”.

W ten sposób władze odpowiadają tym, którzy domagają się bardziej zdecydowanych działań w walce z epidemią, takich jak kwarantanna w szkołach i przedsiębiorstwach czy zamknięcie granic.

Jednocześnie, jak przekonuje ministerstwo zdrowia, prowadzona jest szeroko zakrojona kampania, mająca na celu wykrywanie osób zakażonych i potencjalnie zakażonych (mających kontakt z nosicielami). Oficjalnie przypadków koronawirusa potwierdzono dotąd 69.

Reklama

Białoruś – przekonują władze – posiada wystarczające zasoby infrastruktury medycznej i możliwości izolacji chorych, a samych aparatów do podtrzymywania pracy płuc ma w sumie blisko cztery tysiące.

Według niektórych ekspertów opór przed wprowadzeniem kwarantanny czy bardziej zdecydowanych działań jest efektem obaw o ich koszty społeczne i gospodarcze.

Wprowadzenia ogólnej kwarantanny wpłynęłoby negatywnie na stabilność społeczno-gospodarczą w kraju. To jest dla prezydenta niekorzystne, zwłaszcza na tle kampanii prezydenckiej, która już de facto się rozpoczęła – ocenił politolog Arsen Siwicki. Wybory prezydenckie na Białorusi powinny się odbyć do sierpnia br.

Według Siwickiego w związku z tym, że pandemia Covid-19 zbiegła się w czasie z początkiem globalnej recesji, nie uniknie jej także białoruska gospodarka i władze powinny przygotować strategię działania na taki scenariusz - tym bardziej, że na Białorusi nakładają się na to problemy lokalne, takie jak uzależnienie od rosyjskiego rynku zbytu, problemy z zaopatrzeniem w surowce energetyczne (na tle konfliktu z Rosją), a także produkcją i sprzedażą paliw.

Reklama

Pierwsze negatywne sygnały w gospodarce już są – białoruski rubel, w ślad za rosyjskim, gwałtownie słabnie wobec dolara i euro.

Brak oznak niepokoju na szczeblu administracyjnym, a co za tym idzie, w państwowych mediach, ma znaczenie – na Białorusi nie widać na razie wielkich oznak paniki. W ostatnich dniach coraz częściej słychać jednak o problemach z aprowizacją – punktowo zaczyna brakować kaszy gryczanej czy makaronu, a papier toaletowy szybko znika z półek. To chwilowe problemy, towary są szybko uzupełniane, ale pokazuje to, że Białorusini również gromadzą zapasy – na wszelki wypadek.

W bankach zaczęło brakować waluty, bo zaniepokojeni obywatele, również na wszelki wypadek, zaczęli wypłacać dolary i euro.

Na Białorusi nie ma paniki, ale jest nieufność wobec władz i duża ilość niesprawdzonych informacji – powiedziała Radiu Swaboda komentatorka Wolha Karacz.

Według komentatora Radia Swabody Siarhieja Dubawca na Białorusi mamy do czynienia ze swojego rodzaju „oddolną, społeczną kwarantanną”, która jest właśnie przejawem braku zaufania do władz.

Prywatne firmy wprowadzają pracę z domu, część obywateli dobrowolnie ogranicza kontakty i wychodzenie z domu, niektórzy – choć na razie jest to rzadki widok – zakładają maseczki.

Jeśli ludzie zaczną umierać z powodu wirusa, to odpowiedzialność zostanie zrzucona na niezdecydowaną reakcję władz i osobiście na prezydenta. Niezależnie od tego, czy będzie w tym ziarno prawdy. Ja na przykład nie mam pojęcia, jak powinny postępować władze w tej sytuacji – ocenił analityk Arciom Szrajbman. Jak dodał, to samo dotyczy większości obywateli.

Ludzie nie są epidemiologami. Widzą za to, że wszyscy sąsiedzi zamykają granice i szkoły, a my idziemy własną drogą. To znaczy, że gdy pojawią się pierwsze poważne problemy, winni będą właśnie ci, którzy wybrali własną drogę – ocenił.

Wobec zamknięcia granic i ograniczenia możliwości podróżowania MSZ Białorusi skupiło się na pomocy obywatelom w powrocie do domu. W czwartek ministerstwo sportu i turystyki podało, że samych turystów, którzy potrzebują takiej pomocy, jest ok. 8 tys. Dotychczas wsparcia udzielono 2,5 tys. osobom.

Jednocześnie MSZ alarmowało w czwartek, że mimo stanowczych zaleceń w ciągu minionych trzech dób za granicę wyjechało ok. 11 tys. ludzi.

Łukaszenka nazwał zamykanie granic w związku z pandemią wirusa „kompletną głupotą”. Adresował te słowa przede wszystkim do Rosji, która – wiele na to wskazuje - ogłosiła swoją decyzję bez ustaleń z Mińskiem.

Podczas gdy białoruskie władze podkreślają, jak bardzo jest potrzebna współpraca z najbliższym sojusznikiem w ramach walki z SARS-CoV-2, część analityków zwraca uwagę, że to z Rosji może przyjść zagrożenie koronawirusem dla Białorusi, którą epidemia na razie "mija bokiem”.