Jeszcze tej jesieni prezydent George Bush straszył świat atomową wojną i wydawało się, że wybuch kolejnego konfliktu na Bliskim Wschodzie to tylko kwestia czasu. Wczoraj za sprawą raportu wywiadu wszystko się zmieniło. "Wieloletnia retoryka administracji o groźbie ze strony Iranu została podważona" - stwierdził przywódca Demokratów w Senacie Harry Reid. "Czas na opracowanie nowej polityki, która zniechęci Teheran do budowy bomby i poprawi nasze relacje" - wtóruje mu Nancy Pelosi, która przewodniczy Izbie Reprezentantów.

Reklama

Ich partyjni koledzy zacierają ręce, bo raport przygotowany wspólnie przez 16 amerykańskich agencji wywiadowczych nie może zostać przez Biały Dom zignorowany. Demokraci mają więc doskonałą okazję do uderzenia w Busha i jego Partię Republikańską przed zbliżającymi sie wyborami prezydenckimi.

Będą mu teraz na każdym kroku wypominać, że wojnę z Irakiem wywołał, też opierając się na zafałszowanych danych wywiadu. "Nowy raport dostarcza niezbitych dowodów, że Biały Dom próbował nimi w przeszłości manipulować" - oświadczył w imieniu Hillary Clinton jej dyrektor od spraw bezpieczeństwa Lee Feinstein. "Zestawienie tego dokumentu z sugestią prezydenta Busha, że Teheran szykuje nam III wojnę światową, przypomina naukę, jaką należy wyciągnąć z 2002 roku" - stwierdził z kolei Barack Obama.

Wówczas to sekretarz stanu Colin Powell demonstrował na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ fiolki z wąglikiem, by uzasadnić atak na Irak. A Kongresowi pokazano "podrasowane” raporty agentów, którzy twierdzili z całą pewnością, że Irak ma broń biologiczną i chemiczną, i zamierza wznowić swój program atomowy. To przykre doświadczenia nie przeszkadzały jednak wielu amerykańskim politykom z lewa i prawa sceny przeć jak taran do uderzenia na - również zaliczone do "osi zła” - państwo ajatollahów.

Reklama

Teraz jastrzębiom wytrącono z rąk argumenty. "Najnowszy raport wywiadu to przełom, który wyklucza możliwość ataku na Iran. Trzeba pamiętać, że w 2005 r. agencje wywiadowcze przychylały się do opinii Białego Domu, że Teheran pracuje nad budową bomby atomowej. Dziś przyznają, że był to błąd, a Iran nie tylko zawiesił cztery lata temu program jądrowy, ale także nie zamierza wznowić go w najbliższej przyszłości" - mówi DZIENNIKOWI Shannon Kile, amerykański ekspert ds. zbrojeń nuklearnych Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem w Sztokholmie.

"Politycy będą więc zmuszeni do zmiany tonu i prawdopodobnie zasiądą do negocjacyjnego stołu z Irańczykami" - przewiduje. Zdaniem Kile’a nie należy jednak oczekiwać rychłej rezygnacji z sankcji wobec Teheranu, bo nadal ciąży na nim oskarżenie o wspieranie terroryzmu, ale USA będą próbowały postawić na współpracę z ojczyzną islamskiej rewolucji przy stabilizacji Iraku czy rozwiązaniu problemu palestyńskiego. Biały Dom robi jednak dobrą minę do złej gry i wydaje się niezmieszany raportem, który jasno przeczy jego dotychczasowej apokaliptycznej retoryce. "Teheran może w każdej chwili wznowić swój program nuklearny" - przekonywał wczoraj na specjalnej konferencji George Bush. "Zmusimy Irańczyków, żeby całkowicie zrezygnowali z atomu" - dodawał.

Amerykanie zadają sobie jednak pytanie, od jak dawna prezydent wiedział o konkluzjach zawartych w raporcie. Lewicowy "Progress Report” uważa, że administracja znała je co najmniej "kilka miesięcy”, a mimo tego nie zaprzestała agresywnej retoryki wobec Teheranu. Zdaniem wielu amerykańskich komentatorów zamieszanie wokół Iranu podważa zaufanie zarówno do agencji wywiadowczych, które publikują sprzeczne raporty, jak i do kompetencji USA w roli światowego żandarma broniącego pokoju i demokracji.

Reklama

Stanom Zjednoczonym niełatwo będzie teraz przekonać swoich sojuszników do uczestnictwa w nowych projektach obronnych, takich jak tarcza rakietowa, której jednym z najważniejszych celów miała być ochrona właśnie przed zagrożeniem ze strony Iranu.

Opinie o irańskim programie atomowym

2005 rok

Amerykańskie agencje wywiadowcze: Iran prowadzi tajne prace nad bronią atomową i zbuduje ją najdalej w ciągu 10 lat.

Prezydent George W. Bush: Iran to jeden z głównych sponsorów terroryzmu na świecie, a teraz chce zdobyć broń nuklearną.

Mohamed El-Baradei, szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej: Świat traci cierpliwość dla Iranu. Kraj ten musi wreszcie wyjaśnić wątpliwości, jakie budzi jego program atomowy.

Prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad: Iran nie wyrzeknie się swego prawa do budowy technologii nuklearnej dla celów pokojowych.

2007 rok

Amerykańskie agencje wywiadowcze: Teheran zatrzymał program atomowy w 2003 r. i od tego czasu go nie wznowił.

Prezydent USA George W. Bush: Dążenie Irańczyków do uzyskania broni atomowej sprawia, że nad całym regionem wisi groźba atomowego holocaustu.

Mohamed El-Baradei, szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej: Nie mamy dowodów, że Iran prowadzi aktywny program budowy broni jądrowej.

Prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad: Irański program atomowy ma charakter pokojowy i jest jak pociąg bez hamulców - nic go nie powstrzyma. Kraje Zachodu czują się nim zagrożone, bo czują, że ich własna potęga maleje. Niech same zatrzymają swoje programy wzbogacania uranu.

JAMES O’HALLORAN dla DZIENNIKA

MARIUSZ JANIK: Po kilku latach zmasowanych ataków na Iran, grożenia nalotami, a nawet inwazją amerykański wywiad zmienił zdanie i doszedł nagle do przełomowego wniosku, że Teheran nie pracuje jednak nad programem zbudowania bomby atomowej. Co się stało?

JAMES O’HALLORAN, brytyjski politolog i ekspert ds. technologii militarnych wojskowego instytutu Jane’s w Londynie: - Tak właśnie wygląda globalna polityka, w której Iran był tylko pionkiem w grze. Proszę zwrócić uwagę na to, że tak prezydent USA George Bush, jak i przywódca Rosji Władimir Putin dają sobie w ostatnich tygodniach większe pole do manewrów, stąd to swoiste ustępstwo Waszyngtonu. Teraz może on stwierdzić, że skoro sytuacja w Iranie nie jest tak niebezpieczna, nie musi iść tak daleko w realizacji projektu tarczy antyrakietowej, a tym samym stosunki z Moskwą mogą ulec polepszeniu. Ponadto prezydent Bush może powiedzieć, że skoro Iran od 2003 roku nie pracuje nad bronią nuklearną, oznacza to mniejsze zagrożenie dla amerykańskich żołnierzy stacjonujących na Bliskim Wschodzie. To z kolei pozwoli mu ogłosić znaczną redukcję oddziałów służących obecnie w Iraku. Partia Republikańska czeka na tę decyzję jak na zbawienie.

Brzmi to tak, jakby po raz kolejny Biały Dom nakazał wywiadowi dojść do "potrzebnych wniosków”?

- Można sobie z łatwością wyobrazić, jak oficjele z Białego Domu spotykają się z szefami służb wywiadowczych i mówią im: poszukujemy wyjścia z trudnej sytuacji na Bliskim Wschodzie, taki raport pozwoliłby rozwiązać znaczną część naszych problemów. Patrząc na ten dokument z tej perspektywy, trudno nie zauważyć, że dzięki niemu wszyscy uczestnicy bliskowschodniej gry zyskali nowy grunt pod nogami.

Jednak wnioski raportu nie wykluczają sytuacji, w której Iran z łatwością przestawia swój cywilny program nuklearny na cele militarne.

- Oczywiście taka zmiana nie jest niczym trudnym. Jednak tarcza antyrakietowa niekoniecznie będzie najlepszym remedium na zagrożenie ze strony Iranu. Spójrzmy na to w perspektywie 2015 roku: Busha już dawno nie będzie, natomiast niemal na pewno u władzy będzie Putin. Warto teraz ustąpić, a do rozwiązania potencjalnego kryzysu w przyszłości zastosować nowe technologie i osiągnięcia przemysłu militarnego, które niewątpliwie w ciągu kilku najbliższych lat się pojawią. Dziś otwierają się poza tym inne sposoby neutralizacji zagrożenia. Proszę spojrzeć na Koreę Północną. Południe zaproponowało Phenianowi pomoc w rozwoju cywilnych technologii jądrowych i nikt nie widzi w tym zagrożenia. USA mogą złożyć podobną ofertę Iranowi i wesprzeć go - aż po chwilę, w której Teheran będzie tak uzależniony od amerykańskich technologii, że w pojedynkę nie będzie w stanie nic zrobić.