W piątek wieczorem dzienniki "The Guardian" i "Daily Mirror" ujawniły, że Cummings kilka dni po wprowadzeniu przez rząd ograniczeń mających na celu zatrzymanie epidemii koronawirusa, gdy sam miał się izolować, przejechał ponad 400 km do domu swoich rodziców w Durham w północno-wschodniej Anglii i że został tam pouczony przez policję.

Reklama

Cummings zapytany w sobotę przez dziennikarzy o tę podróż powiedział, że zachował się "racjonalnie i zgodnie z prawem". Dopytywany, czy uważa, że to dobrze wygląda, odparł: "Kogo obchodzi, czy dobrze wygląda? Chodzi o to, żeby robić to, co należy. Nie o to, co o tym myślicie".

Cummingsa broniło też biuro premiera, tłumacząc, że doradca odbył podróż, aby zapewnić swojemu małemu synowi odpowiednią opiekę, ponieważ jego żona była chora na Covid-19 i istniało "duże prawdopodobieństwo", że on sam zachoruje.

Ze względu na to, że jego żona miała podejrzenie zakażenia koronawirusa i istniało duże prawdopodobieństwo, że on poczuje się źle, było konieczne dla Dominica Cummingsa, by zapewnił odpowiednią opiekę nad małym dzieckiem. (...) Na żadnym etapie policja nie rozmawiała z nim ani z jego rodziną o tej sprawie, jak napisano. Jego działania były zgodne z wytycznymi ws. koronawirusa - napisano w oświadczeniu Downing Street.

Reklama

W oświadczeniu tym nie odniesiono się jednak do tego, że Cummings pod koniec marca sam miał mieć objawy koronawirusa i według ówczesnych informacji z otoczenia Downing Street izolował się wówczas w domu.

Głównego doradcę Johnsona wziął w obronę także Michael Gove, wpływowy minister bez teki, który napisał na Twitterze, że troska o żonę i dziecko nie jest przestępstwem.

Te wyjaśnienia nie satysfakcjonują jednak opozycji. Partia Pracy nie zażądała na razie w otwarty sposób rezygnacji Cummingsa, ale oświadczyła, że podczas rządowej konferencji prasowej rząd musi odpowiedzieć na wiele pytań. Zasady zamknięcia były bardzo jasne: jeśli osoba lub ktoś w jej otoczeniu ma symptomy Covid-19, musi natychmiast się odizolować i nie opuszczać domu. Jednak główny doradca premiera wydaje się uważać, że jest jedna zasada dla niego, a inna dla Brytyjczyków. Wywoła to zrozumiały gniew milionów ludzi, którzy podjęli tyle poświęceń podczas tego kryzysu - oświadczył rzecznik Partii Pracy.

Sprawa stawia brytyjskiego premiera w bardzo kłopotliwej sytuacji. Na początku kwietnia do dymisji podała się naczelna lekarz Szkocji Catherine Calderwood, gdy prasa ujawniła, że wbrew własnym zaleceniom dwukrotnie pojechała na weekend do drugiego domu na wsi. Na początku maja z funkcji doradcy rządowego zrezygnował epidemiolog Neil Ferguson, który został przyłapany na tym, że w domu odwiedzała go przyjaciółka.