Buttigieg, który do niedawna starał się o nominację Partii Demokratycznej na kandydata w wyborach prezydenckich w 2020 roku, był w czwartek gościem debaty podczas dorocznej konferencji Brussels Forum, organizowanej przez German Marshall Fund. Na pytanie PAP o ewentualne zaangażowanie wojska do stłumienia demonstracji w Waszyngtonie, polityk odparł, że zarówno on, jak i wielu jego kolegów w mundurach jest głęboko strapionych, patrząc na obecną sytuację i groźby prezydenta wysłania wojska przeciwko protestującym w amerykańskich miastach.

Reklama

Dodał, że nastroje dużej liczby żołnierzy oddaje wypowiedź byłego szefa Pentagonu i szanowanego w środowisku wojskowych generała Marines Jamesa Mattisa. Mattis oznajmił, że nigdy nie przypuszczał, by żołnierze USA mogliby otrzymać rozkaz złamania konstytucyjnych praw obywateli - tak jak jego zdaniem miało to miejsce w Waszyngtonie, gdzie siłą i gazem łzawiącym rozpędzono pokojowy protest, by utorować drogę prezydentowi do kościoła św. Anny. Były minister obrony zarzucił też Trumpowi świadome działanie zmierzające do zwiększenia podziałów w społeczeństwie.

Poza Mattisem postawę Trumpa skrytykował adm. Mike Mullen, były przewodniczący kolegium szefów sztabów. Swoje oświadczenie na temat protestów wystosowali również generałowie dowodzący armią USA, w którym potępili rasizm i poparli prawo do pokojowych zgromadzeń.

Reklama

Z kolei republikański senator Tom Cotton zaapelował w środę na łamach "New York Timesa" o wysłanie wojsk, aby przywrócić porządek w amerykańskich miastach.

Jak dotąd, w prawie połowie stanów policję w kontroli demonstracji wsparły podległe władzom stanowym jednostki Gwardii Narodowej. W Dystrykcie Kolumbii obok Gwardii Narodowej Pentagon oddelegował 1,6 tys. żołnierzy. Trump wzywał gubernatorów stanów do "zdominowania" demonstracji i groził, że wyśle wojsko, jeśli sytuacja się nie uspokoi.

Odpowiadając na pytanie PAP, Buttigieg oświadczył, że gdyby nadal służył w wojsku i został wysłany do tłumienia protestów, zrezygnowałby z munduru. Dodał przy tym, że będąc w Afganistanie wielokrotnie miał kontakt z polskimi żołnierzami i gdyby nadal tam był, "miałby problem, żeby spojrzeć im teraz prosto w oczy, wiedząc że nasz sojusz zbudowany jest nie tylko na wspólnych interesach, ale i na wspólnych wartościach".

Były kandydat na prezydenta podczas debaty ocenił również, że panująca w USA sytuacja podważa pozycję Stanów Zjednoczonych oraz osłabia m.in. wagę krytyki Waszyngtonu wobec Chin w sprawie Hongkongu. Zdaniem Buttigiega straty dla wizerunku i wiarygodności Ameryki wobec sojuszników będą długotrwałe, a ich przywrócenie może zająć więcej niż jedną kadencję następnych przywódców USA.