Kontyngent żołnierzy USA stacjonujących na stałe w Niemczech ma zostać zmniejszony do 25 tys.

Według "WSJ" będzie to maksymalna łączna liczba żołnierzy USA przebywających w Niemczech na stałe oraz rotacyjnie. Dziennik przypomina, że zdarzało się, że w RFN momentami stacjonowało nawet ponad 50 tys. amerykańskich wojskowych."WSJ" i Reuters informują, że dokument o wycofaniu części żołnierzy USA z Niemiec podpisał prezydencki doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Robert O'Brien.

Reklama

Reuters pisze, że decyzja Waszyngtonu "to rezultat miesięcy pracy" przewodniczącego kolegium szefów sztabów sił zbrojnych USA generała Marka Milleya. Dyskusje dotyczące wycofania wojsk z Niemiec trwały w amerykańskiej administracji od września ub.r. - pisze "WSJ". Krok ten "przypada na okres napięć w relacjach między USA i Niemcami" - zauważa.

"WSJ" oraz Reuters swoje doniesienia opierają na anonimowych źródłach w amerykańskim rządzie. Pentagon i Biały Dom do tej pory ich oficjalnie nie potwierdziły.

Szczerski: Nie wiążemy obecności wojska USA w Polsce z decyzjami o obecności w innych krajach

Reklama

Do tych informacji odniósł się szef gabinetu prezydenta Krzysztof Szczerski. Nie wiążemy obecności wojska amerykańskiego w Polsce z decyzjami dotyczącymi obecności w innych krajach. Skala i charakter obecności sił amerykańskich w Polsce jest wynikiem dwustronnych umów między naszymi krajami oraz ustaleń sojuszniczych w ramach NATO – powiedział.

Polska jest konsekwentnym zwolennikiem jak najsilniejszej więzi atlantyckiej, której częścią jest obecność US Army w Europie. Oczywiście uznajemy jednocześnie prawo strony amerykańskiej do kształtowania tej obecności stosownie do oceny sytuacji i uwarunkowań politycznych – dodał.

Trwa ładowanie wpisu

Reklama

W sierpniu 2019 r. ambasador Stanów Zjednoczonych w RFN ostrzegł Berlin, że jego kraj wycofa część żołnierzy znad Renu i przeniesie ich do Polski. To konsekwencja zbyt niskich – w ocenie Waszyngtonu – wydatków Niemiec na obronność.

Z kolei ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher napisała wówczas na Twitterze: "W przeciwieństwie do Niemiec, Polska wypełnia zobowiązanie do wydatkowania 2 proc. PKB na rzecz NATO. Chętnie byśmy powitali w Polsce amerykańskich żołnierzy stacjonujących w Niemczech".

Podczas czerwcowej wizyty prezydenta RP Andrzeja Dudy w Waszyngtonie Donald Trump również mówił o przerzuceniu części wojsk USA znad Renu do Polski.

Morawiecki: Mam nadzieję, że część żołnierzy amerykańskich, wycofywanych z Niemiec, trafi do Polski, trwają rozmowy

- Mam nadzieję, że część żołnierzy amerykańskich, wycofywanych z Niemiec, trafi do Polski, będzie to wzmocnienie wschodniej flanki NATO, trwają rozmowy, rezultat zostanie podany do publicznej wiadomości za jakiś czas – przekazał w sobotę premier Mateusz Morawiecki.

Morawiecki był pytany w radiu RMF FM o doniesienia, że część amerykańskiego kontyngentu z Niemiec ma trafić do Polski.

- Mam głęboką nadzieję, że w wyniku wielu rozmów, które odbyliśmy i poprzez pokazanie tego, jak solidnym partnerem jesteśmy w ramach NATO, że część tych żołnierzy stacjonujących dzisiaj w Niemczech i wycofywanych przez Stany Zjednoczone rzeczywiście trafi do Polski. Będzie to wzmocnienie wschodniej flanki NATO – powiedział Morawiecki.

Zaznaczył, że decyzja o wysłaniu żołnierzy do Polski jest oczywiście po stronie Stanów Zjednoczonych i prezydenta Trumpa. - Ale liczymy na to, że ten kontyngent w Polsce będzie cały czas rósł – dodał.

- Rozmowy trwają, ponieważ takie rozmowy odbywają się w ciszy, to rezultat zostanie podany do publicznej wiadomości za jakiś czas, w stosownym czasie przekażemy te informacje, ale będzie to wzmocnienie dla całego NATO – powiedział premier.

Podkreślił, że dzisiaj w Polsce jest blisko 5 tys. żołnierzy amerykańskich. - Prawdziwe niebezpieczeństwo czyha zza wschodniej granicy, więc przesunięcie wojsk amerykańskich na wschodnią flankę będzie wzmocnieniem bezpieczeństwa całej Europy (...). Myślę, że Niemcy rozumieją, że zmienia się geopolityka, że trzeba wzmacniać całą naszą wschodnią część Paktu Północnoatlantyckiego – zaznaczył szef rządu.

Duda: Mam dobre relacje z Trumpem

Duda we wtorek w Radiu Gdańsk był pytany m.in. o komentarz do informacji dotyczących możliwego wycofania przez USA z Niemiec około 9,5 tysiąca żołnierzy i doniesień, iż część tych amerykańskich wojsk może zostać przerzucona do Polski.

Prezydent podkreślił, że w takich przypadku "poza tym, że my zapraszamy do nas, to jest to w oczywisty sposób decyzja władz amerykańskich". Armia amerykańska jest w Polsce mile widziana. To największa i najsilniejsza armia na świecie - dodał.

Jest bardzo silnym gwarantem bezpieczeństwa. Zwłaszcza w trudnych czasach, kiedy mamy cały czas tlący się konflikt zbrojny na Ukrainie, gdzie Rosja napadła na Ukrainę, gdzie Rosja okupuje Krym, gdzie Rosja dziś de facto również i okupuje obszar Ługańska i Doniecka. Więc jest widoczny przejaw rosyjskiego imperializmu, który zaczął wracać. W 2014 r. była wielka obawa, że to może pójść dalej i że mogą zostać zaatakowane państwa bałtyckie, a i że być może nawet będzie próba podniesienia ręki na nasze państwo. I wtedy zapadły te decyzje, żeby stworzyć wysuniętą, wzmocnioną obecność na wschodniej flance NATO - mówił Duda.

Wyjaśnił, że na stworzenie wzmocnionej obecności na wschodniej flance NATO poświęcił pierwszy rok swojej prezydentury w 2016 r. objeżdżając wszystkie kraje Sojuszu Północnoatlantyckiego i przekonując do tej koncepcji przywódców państw.

Dziś mamy w Polsce stacjonujące wojska NATO, także Stanów Zjednoczonych. Jest kilka tysięcy amerykańskich żołnierzy. Jest możliwe, że będzie ich więcej. Jak wszyscy wiedzą, mam dobre relacje z prezydentem Stanów Zjednoczonych, panem Donaldem Trumpem. On rozumie sprawy naszej części Europy. Wielokrotnie to udowodnił w rozmowach ze mną. Pokazał niezwykłą orientację w tym, jaka jest nasza historia i nasze realia. I nie mam żadnych wątpliwości, że możemy liczyć na wsparcie z amerykańskiej strony właśnie w budowaniu przestrzeni bezpieczeństwa naszej części Europy, także poprzez obecność żołnierzy amerykańskich - oświadczył.

Zaznaczył, że obecność żołnierzy amerykańskich zwiększa też szansę na inwestycje amerykańskie w Polsce. Tam, gdzie jest armia amerykańska, tam również wielki amerykański biznes chętnie inwestuje swoje pieniądze. Bo jest to dla nich gwarancja bezpieczeństwa - nadmienił.

Duda podkreślił, że w przypadku wybrania go na kolejną kadencję oferuje "zgodę i dobrą współpracę na najbliższe lata i jednocześnie pilnowanie spraw najważniejszych".

Rodacy, którzy przyjrzą się uważnie i spokojnie pięciu latom mojej prezydentury i dokonają spokojnej refleksji, nawet, ci którzy mnie nie popierają, łatwo się przekonają, że było wiele sytuacji, kiedy blokowałem różnego rodzaju niekorzystne inicjatywy, nie oglądając się na to, jaka była wola obozu politycznego, z którego się wywodzę - mówił.

Jako jeden z przykładów wymienił weto do zmian w ustawie o Regionalnych Izbach Obrachunkowych, dokonane na prośbę samorządów.

Przypomnę, że nie kto inny, tylko właśnie ja zablokowałem także nową ordynację do Parlamentu Europejskiego, gdzie próg wyborczy był podwyższony do kilkunastu procent. To spowodowałoby zamknięcie sceny politycznej z naszej strony w Parlamencie Europejskim do dwóch największych partii, bo żadna inna mniejsza nie miałaby żadnych szans. Byli u mnie wtedy politycy ugrupowań opozycyjnych, był m.in. Paweł Kukiz, prosili mnie o weto. Zjednoczona Prawica nie była z tego zadowolona, bo to (ordynacja do PE - PAP) dawało im korzystnie większą liczbę miejsc w Parlamencie Europejskim, zresztą tak samo jak Koalicji Europejskiej. Ale ja powiedziałem, że tak nie może być, że demokracja wymaga tego, aby także mniejsze ugrupowania miały swoją reprezentację - powiedział prezydent.

Przypomniał, że złożył także weto do ustawy wprowadzającej pierwszą reformę w Sądzie Najwyższym. Uważałem, że wpływ prokuratora generalnego na Sąd Najwyższy, który był przewidziany w tej ustawie, nie mieści się w zasadach państwa praworządnego i że nie mogę dopuścić jako prezydent do tego, by tak sytuacja była. Bo prokurator jest stroną w sprawach przed Sądem Najwyższym - dodał.