Wcześniej mówiono o trzech ofiarach śmiertelnych. Ratownicy uprzedzają, że te liczby mogą się zmienić.

Służby ratownicze wydobyły już z pociągów wszystkich rannych, a także pasażerów, którzy nie odnieśli obrażeń. W akcji ratowniczej uczestniczyli strażacy z 11 zespołów i załogi 10 karetek pogotowia. Na miejsce dotarły także śmigłowce pogotowia ratunkowego. Pojawiły się również zespoły ratownicze z pobliskiej Saksonii w Niemczech, które część rannych przewiozły do najbliżej położonych niemieckich szpitali.

Reklama

Ratownicy nie podali narodowości ofiar i rannych.

Reklama

Akcję prowadzono w trudnym górskim terenie, a trasa, gdzie doszło do zderzenia, jest najwyżej położona w Czechach. Ratownicy musieli przenosić rannych na noszach na odległość kilkuset metrów. Centrum dowodzenia i stanowisko medyczne do decydowania, którzy z rannych muszą mieć pierwszeństwo w transporcie do szpitala, utworzono na stacji w Perninku. Dopiero z tego miejsca przewożono rannych karetkami do szpitali.

W Perninku znajduje się tzw. mijanka, na której składy jadące po tym samym torze mogą się wyminąć. Według nieoficjalnych informacji jeden z maszynistów, nie czekając na pojawienie się drugiego pociągu, pojechał w dalszą drogę. Wstępne, również nieoficjalne informacje mówią o tym, że kolejarze są wśród rannych i zostali przewiezieni do szpitala. Kabiny maszynistów w obu składach zostały zniszczone.

Nie wiadomo, ile osób mogło podróżować w obu pociągach. Jeden z nich jechał z Karlowych Warów do Johanngeorgenstadtu w Niemczech, drugi w przeciwnym kierunku. W jednym ze składów mogło podróżować maksimum 85 osób, w drugim - 120. Eksperci są zgodni, że pandemia SARS-CoV-2 mogła zasadniczo ograniczyć liczbę pasażerów.

Przyczyny czołowego zderzenia dwóch pociągów osobowych wyjaśnia prokuratura i resortowa komisja.