Zgodnie z wyliczeniami dziennika "New York Times" w USA na piątek Biden może liczyć dokładnie na 73 933 205 głosów, a Trump na 69 811 877. Łączna liczba głosów oddanych na kandydatów jeszcze się zwiększy - w wielu stanach jeszcze trwa ich liczenie, w Kalifornii pozostała mniej więcej jedna czwarta.

Reklama

Urzędujący prezydent na piątek notuje relatywnie gorszy wynik w wyścigu o Biały Dom od rezultatów Partii Republikańskiej w wyborach do parlamentu. W przypadku rywalizacji o Izbę Reprezentantów strata Republikanów do Demokratów wynosi nieco ponad 1,4 mln głosów, procentowo to 49,8 proc. do 48,8 proc.

Obecna przewaga Bidena w punktach procentowych (2,8) jest mniejsza w skali kraju niż przewidywały to sondaże. Portal RealClearPolitics, który podlicza ich średnią, we wtorek, dzień wyborczy, informował że przewidują one różnicę na poziomie 7,2 pkt proc.

Pod względem liczb bezwzględnych kandydaci obu partii dzięki rekordowej frekwencji już poprawili wyniki z 2016 roku. Przed czterema laty Demokratka Hillary Clinton łącznie uzyskała 65 853 625 głosów, a Trump 62 985 106. W skali kraju to było 48 proc. do 45,9 proc. (2,1 pkt proc. różnicy).

Reklama

Według stanu na piątek rano czasu lokalnego Biden ma o 43 tys. głosów więcej w Arizonie od Trumpa. Do przeliczenia w tym stanie na południowym zachodzie USA pozostało jeszcze ponad 200 tys. głosów. To karty wyborcze odesłane lub przywiezione do lokali wyborczych w ostatnich dniach głosowania przedterminowego - w pakietach tych przewagę dotychczas w Arizonie miał Trump.

W ostatnim z nich, danych z Maricopy, hrabstwa, na które przypada ponad dwie trzecie mieszkańców Arizony, prezydent USA mógł liczyć na 53 proc. Każe to przypuszczać, że Republikanin będzie zmniejszał stratę do Bidena, nie wiadomo jednak, czy zdoła go dogonić.

Arizona - w której w wyborach prezydenckich w 2016 roku triumfował Trump - zapewnia 11 głosów elektorskich.

Jeśli Biden zwycięży w Pensylwanii, to rezultaty głosowania w Arizonie nie będą miały już wpływu na to, kto zwycięży w walce o Biały Domu. Będzie miał wtedy zapewnione 273 głosy elektorskie, a do prezydentury potrzebnych jest co najmniej 270.

Reklama

Przyrost głosów Bidena w ciągu ostatnich godzin związany jest ze spływaniem w końcowej fazie procesu wyborczego głosów korespondencyjnych, oddanych w aglomeracji Atlanty. Dokładna liczba głosów, które pozostały do zliczenia w Georgii, nie jest znana. Nieoficjalnie jest ich kilka tysięcy. 16 głosów elektorskich z Georgii, zazwyczaj opowiadającej się za Republikanami, zwiększyłoby stan posiadania Bidena do 269 głosów elektorskich.

Władze Georgii zapowiadają, że chcą zakończyć zliczanie głosów w piątek. Wszystko wskazuje na to, że różnica między kandydatami będzie tak minimalna (mniej niż 0,5 pkt proc), że zgodnie z prawem przegrany będzie mógł wnioskować o ponowne liczenie głosów. Georgia, stan, w którym urodził się były demokratyczny prezydent Jimmy Carter, ostatnim razem opowiedziała się za politykiem Partii Demokratycznej w wyborach prezydenckich w 1992 roku. Mimo masowego poparcia licznej w tym stanie społeczności afroamerykańskiej dwukrotnie wyższość swojego republikańskiego kontrkandydata musiał uznać tam Barack Obama.

Obecna sytuacja zdaje się faworyzować kandydata Demokratów. Prowadzi on w dwóch stanach - minimalnie (różnicą 7 tys. głosów, 0,6 punktu procentowego) w Nevadzie i wyraźniej w Arizonie (68 tys., 2,4 p.p.). Biden - jak wynika z oficjalnych wyników - prowadzi już też w Pennsylwanii. Jasnym faworytem Trump jest jedynie w Karolinie Północnej. Zwycięstwa w Georgii i Pennsylwanii dadzą też mu zwycięstwo w wyborach.

Aby wygrać prezydent Trump musi odzyskać przewagę w Pensylwanii oraz wygrać w co najmniej 4 pozostałych stanach. To trudne, ale nie niemożliwe.