W tej smutnej operacji naprawdę wygrały Turcja i Rosja, które dzięki swej potędze wojskowej, dyktują porządek regionalny – stwierdzają autorzy redakcyjnego komentarza w piątkowym numerze dziennika „Le Monde”. Podkreślają przy tym, że to turecki sprzęt i sprowadzeni przez Ankarę syryjscy najemnicy, "pozwolili Azerbejdżanowi na zdobycie przewagi w terenie”. A Władimirowi Putinowi udało się umocnić panowanie nad obiema stronami tego konfliktu i „pokazać Armenii, że pozostaje wasalem Moskwy” – konstatuje „Le Monde”.

Reklama

Przede wszystkim jednak wskazuje na „przegraną dyplomacji europejskiej”, gdyż zmarginalizowana została zupełnie Grupa Mińska, utworzona w roku 1992 przez Organizację (wtedy - Konferencję) Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie w celu rozwiązania konfliktu o Górski Karabach, i jej współprzewodniczący – Francja i USA. "Turcja wychodzi wzmocniona z tej wojny, która przynosi korzyści wszystkim stronom konfliktu z wyjątkiem Armenii” – mówiła w telewizji France24 francuska historyk pochodzenia rosyjskiego Galia Ackerman, dodając: "dziś widać, że Baku bardziej liczy się z Ankarą niż z Moskwą”.

Francuskie media, a wśród nich France Info ubolewają nad tym, że najpierw zignorowano wezwania prezydenta Emmanuela Macrona do zawieszenia broni, a gdy nastąpił rozejm, nie wspomniano nawet o istnieniu Grupy Mińskiej. Zwracają uwagę, że niezauważone pozostały również wtorkowe wezwania francuskiej głowy państwa do wysiłków na rzecz „trwałego pokoju”, jak i do tego, by Turcja "położyła kres swym prowokacjom”.

Reklama

Francuska agencja prasowa AFP informowała w czwartek o ormiańskich obawach co do losu chrześcijańskiego dziedzictwa kulturalnego Armenii, gdyż - jak powiedziała cytowana w depeszy armeńska wiceminister edukacji, nauki i kultury - „mamy do czynienia z tymi, którzy nienawidzą wszystkiego, co ormiańskie”. Dodała, że na terenach zajętych przez Azerbejdżan, już doszło do profanacji tradycyjnych przydrożnych krzyży kamiennych.

Reklama

Christian Makarian, specjalista od spraw międzynarodowych, długoletni zastępca redaktora naczelnego paryskiego tygodnika „L’Express” pisze, że osobistości azerbejdżańskie mówią o Ormianach jako o "chrześcijańskich psach”. Przypomina również wpis tureckiego ministra kultury, który po opublikowaniu przez francuski tygodnik "Charlie Hebdo” karykatur prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana użył na określenie Francuzów epitetów takich, jak "psie syny”. Publicysta, analizując „pasywność” Moskwy podczas walk w Górskim Karabachu, przypisuje ją "wspólnocie interesów strategicznych”, polegających na "dogłębnym osłabieniu Zachodu i poniżeniu jego wartości”. A brak reakcji NATO na udział Turcji w konflikcie uznaje za potwierdzenie diagnozy prezydenta Macrona, że Sojusz jest w „stanie śmierci mózgu”.

Komentując sytuację w telewizji C-News, publicysta Eric Zammour powiedział, że Erdogan pragnie panowania Turcji "nad wszystkim, co rozciąga się między Morzem Czarnym i Kaspijskim”. Jego zdaniem (prezydent Rosji Władimir) Putin nie chce się przeciwstawiać Erdoganowi, dlatego, że "Europa, jak zwykle posłuszna Waszyngtonowi”, utrzymuje sankcje przeciw Moskwie, co zmusza rosyjskiego przywódcę do poszukiwania "niezbyt godnych polecenia sojuszników”. Powróciliśmy do układów z XIX wieku i Armenia jest ofiarą realpolitik – "wielcy ścierają się między sobą, a padają mali” – mówił publicysta, który przewiduje, że „Turcja będzie bezkarna”, gdyż ani Francja, ani tym bardziej Niemcy, nie zaprzestaną tam inwestować.