Gdzie podziewa się obiecany boom gospodarczy?” – pytał „Bild”, gdy rząd wdrażał reformy ekonomiczne, m.in. obniżkę podatków, a efektów tych działań Niemcy nie widzieli w swoich portfelach. W tym samym wydaniu bulwarówki ekonomista Hans-Werner Sinn nazwał swój kraj „chorym człowiekiem Europy”. To był 2004 r.
Na tle nieźle radzącej sobie wtedy ekonomicznie Europy Berlin wypadał dość słabo. Według Eurostatu niemiecki PKB wzrósł zaledwie o 1,2 proc.; w tym samym czasie produkt krajowy Polski aż o 5,1 proc. (efekt przyjęcia do UE). Ale nawet bardziej miarodajna dla porównań gospodarka Francji urosła w 2004 r. o 2,8 proc.