Na razie rząd do kwestii Bożego Narodzenia podchodzi ostrożnie. Obecny plan zakłada, że przy wigilijnym stole będą mogli spotkać się członkowie jednego gospodarstwa domowego oraz pięciu dodatkowych gości – czyli tak naprawdę rodzina mieszkająca pod jednym dachem wraz z pięciorgiem zaproszonych osób.
Kilkunastoosobowe zjazdy rodzinne nie wchodzą więc w rachubę, choć to może zależeć od liczebności gospodarstwa domowego, które będzie organizatorem świątecznego spotkania.
Ostrożny optymizm co do świąt bierze się z danych opisujących rozwój pandemii nad Wisłą. Wczoraj resort zdrowia podał, że w kraju wykryto 10,3 tys. zakażeń koronawirusem – to wartość nienotowana od końca października. Rząd liczy, że listopadowe obostrzenia przyniosły skutek i że trend spadkowy się utrzyma.
Reklama
Jak jednak wskazuje prof. Wiesław Gut z Państwowego Zakładu Higieny – Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, wskazania co do świąt mogą się jeszcze zmienić, ponieważ są uzależnione od sytuacji epidemicznej w kraju. – Na razie mamy do czynienia z poluzowaniem obostrzeń w zakresie przygotowań świątecznych, bo przecież otwarcie galerii handlowych to nic innego – mówi naukowiec. W ramach ogłoszonego w sobotę „etapu odpowiedzialności” rząd przywróci działalność centrów handlowych (z pewnymi ograniczeniami) od 28 listopada.
Reklama
– Powiem tak: im mniejszy będzie ruch i im mniejsza aktywność, tym większe szanse na wyprostowanie całej sytuacji. Dlatego decyzje powinny być podejmowane tuż przed świętami – dodaje prof. Gut.
Na decyzje rządu z pewnością miały wpływ dwa aspekty: gospodarczy, bo przecież czas przed Bożym Narodzeniem to okres największych żniw w sklepach, oraz psychologiczny. Ten drugi podczas drugiej fali podnoszony jest znacznie częściej niż podczas pierwszej; widać to zresztą po charakterze obostrzeń wprowadzanych w poszczególnych krajach. Przykładem „bańki wsparcia”, czyli wyjątek od zakazu spotykania się w domach, po który sięgnąć mogą osoby mieszkające samotnie (tak jest np. w Anglii).
Nad kształtem tegorocznych świąt nie zastanawiają się zresztą wyłącznie eksperci w Polsce. Hans Kluge, szef europejskiego biura Światowej Organizacji Zdrowia, stwierdził w czwartek, że jakimś rozwiązaniem może być przeniesienie świątecznych celebracji… na zewnątrz. – Jeśli pozwolą wam na to lokalne obostrzenia, to pomimo zimna zbierzcie się z najbliższymi na przykład na piknik w parku – mówił ekspert.
Obchodzenie Bożego Narodzenia na zewnątrz w naszej części globu może się wydawać egzotycznym pomysłem, niemniej jednak podobną sugestię podsunęła grupa ekspertów ds. sytuacji kryzysowych w Wielkiej Brytanii. Punktem wyjścia swojej analizy „Bezpieczne świętowanie zimą” uczynili fakt, że wirus w większości przenosi się w zamkniętych pomieszczeniach – czyli w tych samych warunkach, w jakich odbywają się wigilie czy świąteczne śniadania. Jeśli więc sytuacja epidemiologiczna nie pozwoli na rodzinne spotkania w domach, to jakimś rozwiązaniem może być przeniesienie ich na zewnątrz.
Pomysł ten może stanowić element większej kampanii, której hasłem może być "tej zimy nikt nie będzie sam" – czytamy we wnioskach z opracowania. Pytana przez brytyjskie media, jak właściwie miałyby wyglądać takie święta prof. Susan Michie, członkini wspomnianej już eksperckiej grupy, odparła, że ludzie mogliby spotykać się na ulicach albo w miejscach publicznych, przynosząc np. ciepłą herbatę, świąteczne posiłki i własne naczynia. – Innym pomysłem jest po prostu spacer – mówiła dziennikowi „The Guardian” badaczka.
Zwolennikiem takiego rozwiązania nie jest jednak prof. Gut. – Świętowanie, nieważne czy na zewnątrz, czy wewnątrz, z bliskim kontaktem osób z różnych środowisk samo w sobie jest niekorzystne. Co więcej, musimy też mieć na uwadze ograniczenie liczby podróży, bo rodziny często są rozproszone – tłumaczy ekspert.
Politycy w innych państwach europejskich także zastanawiają się, ile w tym roku uda się uratować „zwyczajności”. U naszych zachodnich sąsiadów ostateczne decyzje w tej sprawie jeszcze nie zapadły – dzisiaj w tej sprawie kanclerz Angela Merkel będzie rozmawiała z premierami poszczególnych krajów związkowych. Z propozycji, które są już jednak znane, wynika, że Niemcy mogliby się spotkać pod jednym dachem w maksymalnie 10-osobowych grupach, do których nie będą wliczane dzieci do 14. roku życia.
Ze wstępnych propozycji rządu w Madrycie wynika, że Hiszpanie w tym roku będą mogli świętować maksymalnie w sześcioosobowym gronie. Wśród dyskutowanych środków jest także wprowadzenie zakazu poruszania się po ulicach po godzinie 1 w nocy w Wigilię i w sylwestra. Wiele również wskazuje na to, że w kraju nie odbędą się tradycyjne Orszaki Trzech Króli, które w Hiszpanii organizowane są 5 stycznia, dzień przed świętem Objawienia Pańskiego.
Podobne ograniczenia maja obowiązywać we Włoszech, gdzie rząd ma podjąć decyzje co do kształtu świąt do 3 grudnia. Z nieformalnych zapowiedzi (ze strony m.in. wiceminister zdrowia Sandry Zampy) wynika, że spotkania w domach – podobnie jak w Hiszpanii – będą ograniczone do 5–6 osób. Rząd chce również ograniczyć w tych dniach liczbę ludzi w przestrzeni publicznej, w związku z czym zastanawia się nawet nad wprowadzeniem zakazu poruszania się po ulicach. – Latem powiedzieliśmy ludziom „róbta, co chceta” i zapłaciliśmy za to wysoką cenę. Dlatego w najbliższe święta ta zasada nie będzie obowiązywać – powiedział włoskiej agencji prasowej ANSA Agostino Miozzo, przedstawiciel władz Ochrony Cywilnej – służby odpowiedzialnej za działania kryzysowe.
Na razie nie wiadomo również, jak będą wyglądały święta we Francji (chociaż w Paryżu kilka dni temu zabłysnęły świąteczne dekoracje). Minister zdrowia Jean Castex parę dni temu przestrzegał, że Boże Narodzenie w tym roku nie będzie „takie jak zwykle” oraz że „nierozsądnie byłoby oczekiwać, że dojdzie do spotkań w kilkunastoosobowym gronie”. Do 1 grudnia kraj znajduje się w lockdownie, prawdopodobnie jednak władze zezwolą na jakąś formę świątecznych spotkań – przed lockdownem obowiązywała „zasada sześciu”, to znaczy w domach mogło się spotykać maksymalnie sześć osób.