Barbara Sowa: Wybory już w niedzielę, niezdecydowani mają już bardzo mało czasu na to by ostatecznie wybrać, na kogo głosują. Co im poradzić? Od czego mają zacząć?

Dominika Kasprowicz*: Od wyborczego rachunku sumienia - zacząć od zapytania samego siebie, czego lub kogo szukam w tym politycznym, wyborczym katalogu?Jakie są moje wartości, co jest dla mnie, jako obywatela najważniejsze? Jaka jest moja grupa interesu? W jakich sprawach nie chcę iść na kompromis - dla jednych to będzie utrzymanie religii w szkole, dla innych podatek liniowy, albo wprowadzenie zielonej energii. Wtedy sprawdzamy programy ale też dotychczasowe działania partii czy liderów.

Reklama

Decydując warto wziąć też pod uwagę efektywność - czyli możliwość realizacji obietnic - doświadczenie danej osoby i partii, umiejętności odnalezienia się w politycznej rzeczywistości, która choć napędzana konfliktem, aby być skuteczna musi mieć zdolność i chęć kompromisu.

Ale do tego trzeba mieć wiedzę. Co z tymi, którzy nie interesują się polityką?

To tylko wybrane aspekty, zresztą wywodzące się, z bliskiej mi szkoły "racjonalnego wyboru". Jednak musimy pamiętać, że polityczne wybory to także decyzje zapadające pod wpływem impulsu, czy głosu serca - intuicji. Także te racje, jako badacze uznajemy. Dla niektórych wyborców ważniejsze od deklaracji i głosowań w Sejmie jest, jakie wartości reprezentuje kandydat czy kandydatka jako osoba - tu w grę będą wchodziły aspekty wizerunkowe, charyzma, życiorysy itp.

Reklama

Jak wyborcy mogą w ostatniej chwili nadrobić zaległości, żeby mieć poczucie, że ich głos nie był przypadkowy, na ostatnią chwilę, oddany "na urodę", na chybił trafił?

W krótkim czasie tych wszystkich informacji może dostarczyć nam internet. Ale wyborcy którzy szukają informacji tylko w internecie mają przed sobą nie lada zadanie. Z pozoru sprawa jest prosta, wszystko podane na "wirtualnej tacy", ale jeśli chcemy sprawdzić wiarygodność źródeł - tutaj zaczyna się problem. Internetowe źródła multiplikują komunikacyjne grzechy współczesnych mediów - nie wymagają wiele od użytkownika, zamiast tego - upraszczają, skracają, zamieniając sprawy ważne w kuriozalne, nadużywają technik perswazji opartych na najniższych instynktach.

Reklama

Nawet korzystanie z oficjalnych serwisów komitetów wyborczych może być, zwyczajnie otwieraniem się na przedwyborczą demagogię. Trudno nam zweryfikować co z tego co dostarcza internet jest faktem, a co faktoidem. Dlatego warto, aby szukając informacji w ostatniej chwili korzystać z różnych źródeł i różnych typów źródeł - partyjnych, naukowych, medialnych.

Łatwo powiedzieć, ale na to trzeba czasu, a tego pozostało niewiele.

Można wybrać drogę na skróty korzystając z nawigatorów wyborczych jak Barometr Wyborczy czy Latarnik, witryn jak Mamprawowiedzieć itd. Tam dużą cześć detektywistycznej pracy wykonali za nas eksperci.

A może po prostu spytać żonę, męża, rodziców i pójść za ich radą?

Warto zweryfikować swoje opinie pytając najbliższych - przyjaciół, rodziny czy osób które są dla nas autorytetami. Polityka powinna być dla ludzi, którym nie jest wszystko jedno ale przede wszystkim być też ich wspólną sprawą.

Obecnie około jedna piąta Polaków nadal nie wie na kogo głosować. To ludzie którzy mają politykę gdzieś czy po prostu nie mają swojego przedstawiciela?

Absencja wyborcza, czyli fakt że wyborach zawsze mamy pewną grupę, która nie głosuje jest zjawiskiem normalnym, zwłaszcza w systemach wyborczych gdzie głosownie nie jest obowiązkowe., czyli gdzie nikt nas nie ukarze za to że nie głosujemy, jak to ma miejsce w Australii czy Belgii, Argumentem przeciwko "zmuszaniu do głosowania" jest m.in. zjawisko oślego głosowania, czyli chodzenie do wyborów i oddawanie głosu na byle kogo. Więc zanim zaczniemy naciskać na 100% przymusową frekwencję, zastanówmy się nad konsekwencjami takiej procedury.

Kim są "niezdecydowani"?

Grupa tych, którzy chcą zagłosować ale deklarujących, że jeszcze nie wiedzą na kogo, to grupa bardzo ważna z dwóch powodów. Po pierwsze, mówimy o osobach które do tej pory nie stały się wyznawcami jednego z istniejących obozów politycznych. Wyznawcy, to zadeklarowani wyborcy którzy bardziej wierzą niż wiedzą i są przekonani o słuszności swojej decyzji do tego stopnia, że nawet fakty nie są w stanie zmienić ich politycznej postawy.

Polska nie jest wyjątkiem, buduje i bazuje na tego typu lojalnościach. Osoby które wyznawcami nie były, bądź które wydostały się z "politycznej sekty" to najczęściej ludzie młodzi, nimi więc szczególnie zainteresowane są partie i komitety nowe, poszukujące społecznego poparcia.

Jak walczą o ich uwagę?

Mamy z jednej strony poszukującego wyborcę, z drugiej polityczną ofertę na którą składają się sprawy merytoryczne - stanowiska wobec określonych, ważnych politycznie kwestii ale także kwestie, powiedzmy, kosmetyczne, czyli te związane ze staranie budowanymi wizerunkami.

Wizerunki są zaś efektem wojny "na pozytywne wrażenia" - zaistnienie i pozostanie w pamięci wyborcy w sposób, na jakim politykom najbardziej zależy. O tym powinniśmy mówić, i to niezdecydowanym wyborcom uświadamiać - pytać, na ile ich opinie o danej kandydatce czy partii politycznej wynikają z tego co wiedzą, czego się dowiedzieli i co sprawdzili, a na ile z tego co im się wydaje na podstawie przelotnych obrazów, memów czy pseudo-infografik.

Wśród młodych ludzi jest też grupa, która deklaruje, że pójdzie do urn bo wybory to ich obywatelski obowiązek.

To pozytywny potencjał o którym rzadko się mówi, ale często instrumentalnie wykorzystuje do politycznych celów. Tymczasem powinniśmy zrobić wszystko by ten strumień obywatelskiej energii się nie rozpierzchnął aby, nawet spóźnialskim ułatwić pozyskanie jak najpełniejszej rzetelnej informacji i dokonanie świadomego wyboru.

Ci spóźnialscy niezdecydowani, młodzi Polacy i Polki o tym, co polityczne dowiadują się głównie z internetu, stąd należy dbać o jakość informacji na tematy wyborcze właśnie w tym medium, do pewnego stopnia niwelując polityczną wyborczą propagandę, która sprowadza się, jak powiedział by internauta: do walki trolli na memy. Ważna jest więc rola internetowych mediów, dużych portali oraz dziennikarzy uprawiających swój fach w wirtualnej rzeczywistości ale także organizacji typu watch-dog, które mówią politykom "sprawdzam", prostując przekłamania wyjaśniając zawiłości politycznej debaty i personalnych konfliktów. Istotne są także przedsięwzięcia akademickie, takie jak nawigatory wyborcze w tym Barometr Wyborczy.

Czym zazwyczaj kierują się „niezdecydowani” - jeśli już idą na wybory?

Wyborcy ostatniej chwili, ci którzy o miejscu postawienia krzyżyka decydują dopiero w lokalu wyborczym działają pod wpływem emocji i wrażeń, czynników pozamerytorycznych np. tego że wydaje im się że znają kandydata, w sytuacji gdy ma on jedynie nazwisko podobne do osoby kojarzonej z telewizora. Dlatego zebranie informacji na tematy merytoryczne, programów wyborczych, stanowisk partii w jednym miejscu i umożliwienie ich porównania może być znaczącym ułatwieniem dla tego typu wyborców. Dokładnie to robią internetowe nawigatory wyborcze, np. Barometr Wyborczy który zestawia stanowiska komitetów wyborczych z opiniami użytkowników-wyborców i w krótkim czasie i przejrzystej formie pozwala sprawdzić, do kogo nam w tych kwestiach "najbliżej".

Politycy za chwilę nie będą mieli szans powalczyć o głosy z powodu ciszy wyborczej, ale czy do tej pory skutecznie zabiegali o niezdecydowanych?

O nowych i niezdecydowanych wyborców szczególnie skutecznie walczyły ugrupowania nowe i antystemowe jak Kukiz'15 czy partia Razem oraz KORWiN. To ich komunikat był najlepiej osadzony w internecie, sztaby skutecznie wykorzystywały media społecznościowe oraz internetowy czarny PR. Dodatkowo protest, jaki mają te partie na sztandarach, hasła o nowej jakości w polityce są dla młodego wyborcy szczególnie atrakcyjne.

A jak dotrzeć do tych którym jest już kompletnie wszystko jedno, którzy nawet nie planują wziąć udziału w wyborach. Czy można ich jeszcze w ostatniej chwili poderwać z kanapy?

O wyborczej mobilizacji wiemy, że dzieje się zwłaszcza pod wpływem emocji i to negatywnych - poczucia zagrożenia, potrzeby obrony siebie, najbliższych czy grupowych interesów. Dlatego najbrzydsze chwyty marketingowe, czarny PR nasila się pod koniec kampanii. Dzieje się tak, także dlatego że ostrzeżenia kierowane pod adresem oponentów w ostatniej chwili nie mogą zostać wyjaśnione np. w toku postępowania sądowego. Sprawy nie ułatwią źle skonstruowane, nieczytelne karty wyborcze, stąd potrzebny będzie jeszcze większy namysł nad tym w którym miejscu postawić krzyżyk.

Dlatego osobiście wolałabym, aby ci którym na prawdę jest "wszystko jedno" zostali na swoich kanapach 25 października, niż aby, niesieni negatywnymi emocjami podejmowali nieprzemyślane wybory, których skutki odczujemy wszyscy.

* Dominika Kasprowicz - doktor w zakresie nauk o polityce, pracownik naukowy Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autorka prac dotyczących partii politycznych, populizmu oraz społecznych innowacji w polityce. Kierownik projektu "Barometr Wyborczy".