– Spośród protestów złożonych w naszym sądzie tylko jeden jest sformułowany w sposób merytorycznie spójny. Pozostałe mają braki formalne i wzywamy autorów do ich usunięcia – relacjonuje sędzia Krzysztof Zawała, rzecznik Sądu Okręgowego w Katowicach.
W niektórych innych sądach, choćby w Krakowie, część wniosków już oddalono.
– Większość protestów zostanie zapewne odrzucona z uwagi na miałkość argumentacji. Pozostałe najprawdopodobniej będą miały znaczenie merytoryczne, ale tylko minimalna liczba dotyczy spraw mogących mieć wpływ na wynik – uważa były szef Trybunału Konstytucyjnego prof. Jerzy Stępień. Jednak we wszystkich zażaleniach przewija się cała paleta możliwych nieprawidłowości, które sądy powinny wyjaśnić.

Lex Ołdakowski

Reklama
Protesty z reguły dotyczą nieprawidłowości w ustaleniu wyników wyborów i błędów w liczeniu.
Reklama
– Przy małej różnicy głosów zarzuca się, że komisja niedokładnie sprawdziła ich rozłożenie i z uwagi na zmęczenie mogła się pomylić. Kilka protestów dotyczy tego, że ktoś głosował na danego kandydata, który potem w tym obwodzie miał zero głosów. W jednym przypadku dotyczy to kandydatki, która twierdzi, że głosowała na siebie, podobnie jak jej rodzina oraz sąsiedzi – wymienia sędzia Tomasz Szaj z sądu w Szczecinie. Podobna sytuacja miała miejsce w Starogardzie Gdańskim.
Na tego typu wydarzenia powołują się też Prawo i Sprawiedliwość i Sojusz Lewicy Demokratycznej w swoich wnioskach o unieważnienie wyborów.
– Były komisje, gdzie wyborcy głosowali na naszych kandydatów, którzy według protokołu nie otrzymali żadnych głosów. Takich zgłoszeń mamy dużo – opowiada Krzysztof Sobolewski z PiS. Wyjaśnienie tych przypadków będzie jednak praktycznie niemożliwe z uwagi na tajność głosowania. Można bowiem tylko uwierzyć na słowo, że ktoś prawidłowo oddał głos na konkretnego kandydata.

Liczenie głosów

Są też zarzuty co do kwalifikowania głosów jako nieważnych. Protestujący wyborcy i pełnomocnicy komitetów uważają, że komisje zbyt swobodnie decydowały o ważności karty do głosowania. Na przykład w Zielonce pod Warszawą jedna z komisji wyborczych uznała za ważny głos na częściowo przedartej karcie do głosowania, co – zdaniem skarżącego wyborcy – jest niezgodne z prawem. Inny przypadek miał dotyczyć uznania za ważny głosu, na którym znak „x” figurował obok kratki, w której miał być postawiony.
Z kolei do sądu w Częstochowie trafił wniosek w sprawie przeliczenia głosów w jednej z komisji. Wniósł go jeden z kandydatów, który miał równą liczbę głosów ze swoim konkurentem, ale jego wątpliwości budzi duża liczba głosów nieważnych. W wyborach do Rady Dzielnicy Wawer w Warszawie jeden z kandydatów domaga się zaś ponownego przeliczenia głosów, bo na podstawie jego własnych wyliczeń to on zdobył mandat.

Kontrowersyjna forma

Kontrowersje wywołało też zastąpienie kart książeczkami do głosowania w wyborach do sejmików województw. Na pierwszej stronie książeczki figurowało PSL, co miało się przyczynić do rekordowych wyników tej partii. W dwóch protestach złożonych do sądu Warszawa-Praga wyborcy w ogóle kwestionują dopuszczalność użycia kart w formie książeczek. Z kolei w głosowaniu do Rady Dzielnicy Rembertów strony w książeczkach różniły się kolorem, co jeden z wyborców traktuje jako niedopuszczalne wskazanie na konkretne partie.

Błędy komisji

W Bielsku-Białej jeden z komitetów złożył protest, z którego wynika, że w komisji obwodowej, która – zdaniem skarżącego – miała obsługiwać dwa okręgi wyborcze – rano wydawano karty do głosowania tylko dla jednego z nich. Takie skargi odnotowało też w swoich wnioskach PiS. Z kolei w jednej z komisji obwodowych w Gorzowie Śląskim do 9 rano miano wydawać karty z innego okręgu. – Według skarżących w ten sposób wydano 26 kart – zdradza Ewa Kosowska-Korniak z opolskiego sądu okręgowego.

Organizacja wyborów

Wyborcy podważali też sposób organizacji pracy w komisjach. Jak opowiada Jacek Klęk z sądu w Sieradzu, jeden protest dotyczy ważności wyborów do Rady Gminy Zadzim, wyborów do sejmiku wojewódzkiego w Łodzi oraz rady powiatu poddębickiego. Wnioskodawcą był poseł Piotr Polak (PiS). Jego zdaniem na listach uprawnionych do głosowania uwzględniono osoby, które nie zamieszkują na stałe w obwodzie. Inny przypadek dotyczy gminy Łubnice, gdzie kandydat na radnego podważa ważność wyborów, wskazując, iż mandat zdobył ojciec członka komisji.
– Protestujący skarżą się na brak kabin do głosowania, co miało prowadzić do niezabezpieczenia prawa do tajności głosowania. Z kolei osadzeni w Zakładzie Karnym w Płocku poskarżyli się, że nie było ich w spisie wyborców – mówi rzecznik sądu w Płocku Iwona Wiśniewska-Bartoszewska.

Prowadzenie kampanii

Do sądów wpływały też protesty dotyczące złamania ciszy wyborczej. Ale nie tylko.
– W Myśliborzu kwestionuje się wybór radnej z uwagi na to, że jako dyrektor domu pomocy społecznej uniemożliwiła przeprowadzenie kampanii na terenie DPS, po czym uzyskała w nim 74 proc. głosów. Kwestionowany jest też wybór pana Łukasza Tyszlera na radnego, ponieważ miał on wprowadzić wyborców w błąd, używając tytułu „lekarz” zamiast... „lekarz dentysta”, co – w ocenie skarżącej – jest mniej prestiżowe i nie budzi takiego zaufania – wyjaśnia sędzia Tomasz Szaj z Sądu Okręgowego w Szczecinie.