Korzystanie z e-dziennika jest bardzo proste. Na początku roku szkolnego rodzice dostają login oraz hasło, które daje im dostęp do ocen dziecka wpisywanych na bieżąco przez nauczycieli. Mogą również kontrolować, czy córka lub syn nie opuszcza lekcji. Taki system z powodzeniem działa już w wielu szkołach w całej Polsce. Tylko w Warszawie e-dziennik wprowadziło 70. Ci, którzy z niego korzystają, bardzo go chwalą. "To fajna sprawa, bo można w każdej chwili sprawdzić oceny" - mówi Kuba Krawczyk, uczeń II klasy społecznego liceum przy ul. Bednarskiej. Pytany, czy nie czuł się zbytnio kontrolowany przez rodziców, zaprzecza.

"Inwigilowany? To złe słowo. Czuję się delikatnie kontrolowany. Ale to może pomóc, bo przecież rodzic nie jest stworzony do ciemiężenia dziecka, tylko do wychowywania go i pomagania" - tłumaczy kolega Kuby Bartek Tarnowski. Jego mama Barbara dodaje, że tylko od rodziców zależy, jak wykorzystają e-dziennik. "Jedni będą nieustannie kontrolować i wymierzać dziecku kary, a inni spytają, jak mu pomóc" - mówi.

Ale ten sposób komunikacji ze szkołą ma i przeciwników. Co ciekawe, najwięcej jest ich wśród osób, które go nie poznały. "Jaką mam gwarancję, że nikt tam się nie włamie? I co stanie się z wywiadówkami?" - pyta Mirosław Wołodko, ojciec warszawskiego licealisty. Dyrektorzy szkół uspokajają: nad bezpieczeństwem e-dzienników czuwają administratorzy, a obawy, że ktoś spróbuje wymazać z nich złą ocenę albo uwagi nauczyciela, są przesadzone.

Ożywiona dyskusja na ten temat toczy się też na uczniowskich forach internetowych. "Dawniej można było nie informować rodziców o zawalonym sprawdzianie, ale nadrobić wszystko i powiedzieć: dostałem lufę, ale już poprawiłem. A teraz?" - żali się "Fanatyk". Inny przewiduje: "Zamiast mobilizować, będzie dla ucznia kolejnym powodem do buntowania się" - pisze Homikus.

Zdaniem filozofa profesora Jacka Hołówki z etycznego punktu widzenia wszystko jest w porządku. "Przecież nie czytamy prywatnego pamiętnika dziecka ani nie śledzimy jego korespondencji ze znajomymi. Oglądamy tylko jego oceny, co mu się raczej przyda, niż zaszkodzi" - tłumaczy profesor.

W krakowskiej podstawówce nr 36 e-dzienników jeszcze nie ma. "Bardzo chciałabym, aby je wprowadzono, bo ułatwiłoby mi to regularne sprawdzanie postępów córki. Teraz ciągle są jakieś rozbieżności między tym, co słyszę od niej, a tym, czego dowiaduję się na klasówce" - śmieje się mama szóstoklasistki Elżbieta Czulak. Także sama dziewczynka nie miałaby nic przeciwko takiej kontroli. "Byłoby fajnie, bo teraz mama ciągle mnie torturuje pytaniami o stopnie" - mówi Weronika. A czy nie martwi się, że z e-dzienniczka mama dowie się, że znowu rozmawiała na lekcji z koleżanką? "Po prostu będę się bardziej pilnowała" - odpowiada rezolutnie.









Reklama

p

Rozmowa z Urszulą Moszczyńską, psychologiem z warszawskiej poradni psychologiczno-pedagogicznej.

Krzysztof Pac: Do szkół w Warszawie zostaną wprowadzone e-dzienniki. Rodzice 200 tys. uczniów będą mogli w każdej chwili kontrolować oceny swych dzieci, ich obecność w szkole, zachowanie. Czy nie grozi to powszechną inwigilacją?
Urszula Moszczyńska: Dla rodziców, których dzieci nie sprawiają kłopotów, e-dzienniki niczego nie zmienią. Z kolei rodzice uczniów z problemami będą mogli szybciej reagować w sytuacjach krytycznych. Zresztą i bez e-dzienników dociekliwi dorośli mają możliwości bardzo szczegółowo kontrolować swoje dzieci. Potrafią dzwonić do nauczyciela dwa razy dziennie albo odwiedzać szkołę kilka razy w tygodniu.

Teraz dostaną do ręki kolejne narzędzie nadzoru...

Myślę, że ci, którzy dotychczas nie interesowali się szkolnymi sprawami dzieci, nie skorzystają z niego. Poza tym wciąż nie wszyscy rodzice mają dostęp do internetu. Ci zaś, którzy mają, powinni ustalić z dziećmi zasady korzystania z e-dziennika. Mogą się na przykład umówić: Wolę dowiedzieć się od ciebie, co wydarzyło się w szkole, niż zaglądać do komputera i sprawdzać cię. Wyobrażam sobie też sytuację, że dziecko samo pyta mamę, czy pojawiły się nowe wpisy w e-dzienniku. Czasem bowiem nauczyciel tylko postraszy złym stopniem lub uwagą, a uczeń nie wie, czy groźba była realna. Najważniejsze, by rozmawiać z dziećmi, a nie popadać w przesadną kontrolę. A za taką uważam np. kamery w przedszkolach czy szkołach, dzięki którym rodzice na bieżąco mogą obserwować, co się tam dzieje.

A co z licealistami? Część z nich ma 18 i więcej lat, czy e-dziennik nie narusza ich prawa do prywatności?
Tu rzeczywiście jest problem. Według prawa powinni być traktowani jak dorośli, ale regulaminy szkół tego nie przewidują. Przypominam sobie przypadek 18-latka, który sam wypisywał usprawiedliwienia za nieobecność na lekcjach, a szkoła tego nie respektowała. Jednak sąd przyznał mu rację. Nie wiadomo, jak potraktowałby e-dzienniki, do których dostęp mają rodzice pełnoletniego ucznia.