Cztery dziewczyny opowiadają o koleżance, która za karę od 6 rano musiała wyrywać chwasty z chodnika. Nie dostała śniadania, a potem także obiadu. I o wychowawcach, którzy wymierzają takie i jeszcze gorsze kary. Jeden z nich wykręca podopiecznym ręce i poniża ich. Inny dzieci popychał, dusił i szarpał. Za karę kazał nocą biegać po parku, a przyłapanemu na paleniu - zgasił papierosa na dłoni.

Reklama

Mówią też o kradzieżach i niszczeniu prywatnych rzeczy dzieci. "Nikt nad tym nie panuje. Giną nam rzeczy, a nowych nie dostajemy. Za zniszczone solidarnie potrącają nam z kieszonkowego, a przecież wiadomo, kto jest winien. To nie jest sprawiedliwe" - podkreśla Basia.

Basia i Zosia skarżą się też na warunki panujące w domu dziecka. "W pokoju za półką jest grzyb. Jest też w łazienkach, no i w innych pokojach. Jak ma być kontrola z sanepidu, to wcześniej jest telefon. Każą nam tego grzyba zdrapywać. Ale on potem znowu wychodzi" - opowiadają.

"Przemoc fizyczna i psychiczna jest tu na porządku dziennym. Dzieci traktuje się jak zło konieczne. Nie pracuje się z nimi, pozostawia same sobie. Nawet jeśli trafi tu grzeczne dziecko, to musi się przystosować. Inaczej nie przetrwa. Kradzieże, pobicia, wymuszania, znęcanie się. Do tego alkohol, narkotyki i papierosy już w wieku 10 lat " potwierdza "Polsce" relacje wychowanek były już wychowawca Tomasz Data. W Orzeszu przepracował osiem miesięcy. Umowy mu nie przedłużono. Od dyrektorki usłyszał: "To praca i tylko praca. Tutaj nie ma miejsca na miłość" -

Reklama

Dyrektorka placówki, Agnieszka Kuchna, wszystkiemu zaprzecza. Potem jednak atakuje cztery dziewczyny, które zdecydowały się opowiedzieć o swym koszmarze. "Jestem zła na te panienki, że nie przyszły z tym do mnie. Te dziewczyny zawsze sprawiały kłopoty. Są nastawione roszczeniowo. Tu trafiają różne dzieci, my nie możemy wybierać. A były wychowawca był nieżyciowy i musieliśmy się rozstać".

To jednak nieprawda, że dziewczyny wcześniej nie szukały pomocy. Półtora roku temu poszły na skargę do Henryka Zawiszowskiego z zarządu starostwa w Mikołowie, któremu dom dziecka podlega. Wtedy jednak zarzutów nie potwierdzono, a dziewczyny na otarcie łez dostały używany komputer.

I do tej pory okna w pokojach dzieci są bez klamek, a szklanki zastępują metalowe kubki. Jak w więzieniu.

W czwartek w Orzeszu zaczyna się ponowna kontrola ze starostwa. Po informacjach uzyskanych od "Polski" interwencje zapowiedzieli też wojewoda śląski, Zygmunt Łukaszczyk i posłanka PO, Danuta Pietraszewska.