– Przepisy regulujące prace komisji mogą godzić w zasadę państwa prawa oraz sprawiedliwości społecznej – mówi prof. Marek Chmaj, konstytucjonalista z Wyższej Szkoły Handlu i Prawa w Warszawie. Wszystko przez to, że komisja pracuje bez żadnego nadzoru, a od jej decyzji nie można się odwołać.
– Od 1997 roku w porządek państwa polskiego wpisana jest dwuinstancyjność. Nie może być tak, że istnieje ciało, od którego decyzji nie ma odwołania – wtóruje mu prof. Andrzej Zoll, były prezes Trybunału Konstytucyjnego i rzecznik praw obywatelskich. Podobne zastrzeżenia do funkcjonowania komisji ma prof. Piotr Winczorek z Uniwersytetu Warszawskiego.
Komisja Majątkowa działa na podstawie art. 63 ust. 1 ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego, którą uchwalono tuż przed upadkiem komunizmu 17 maja 1989 roku. Chodziło o rozliczenie się z Kościołem katolickim, który został ograbiony z majątku przez komunistów.
– To była decyzja polityczna, która wynikała ze szczególnej roli Kościoła w polskiej historii oraz poparcia duchownych dla przemian demokratycznych w Polsce – tłumaczy prof. Chmaj. Dlatego komisja miała oddawać dużo i szybko.
Reklama
Od początku założono wyeliminowanie z tego procesu sądów powszechnych. Komisja miała być szczególnym sądem polubownym, w którym werdykty 12 przedstawicieli – sześciu Kościoła i sześciu państwa – ustala się na zasadzie kompromisu. Obradując w pokoiku przy ulicy Domaniewskiej w Warszawie, przez kilkanaście lat jej członkowie rozstrzygnęli ok. 2,8 tys. spraw. Kościołowi katolickiemu przekazano co najmniej 490 nieruchomości wartych blisko 24 mld zł i ok. 200 tys. hektarów gruntów. Decyzje zapadały w większości za zamkniętymi drzwiami, bez konsultacji z samorządami czy zarządcami nieruchomości. Nie weryfikowano wycen gruntów przedstawianych przez rzeczoznawców Kościoła.
Reklama
A pracom komisji przez ostatnie lata towarzyszyły skandale. Jeden z nich dotyczył przekazania 47-hektarowej działki w warszawskiej dzielnicy Białołęka zakonowi sióstr elżbietanek. Następnie za ponad 30 mln zł (na tyle kościelny ekspert wycenił działkę) siostry sprzedały ją biznesmenowi z Pomorza. Władze Białołęki twierdziły, że ziemia jest warta 240 mln zł. Mając zastrzeżenia do wyceny sporządzonej na zlecenie elżbietanek, w 2008 r. złożyły doniesienie do prokuratury.
Mniej więcej w tym samym czasie (wrzesień 2008 r.) posłowie Lewicy złożyli do Trybunału Konstytucyjnego skargę na działalność komisji.
Efekt tego jest taki, że w czerwcu ubiegłego roku Komisja Wspólna Rządu i Episkopatu sama zweryfikowała zasady działania Komisji – ustalono, że w postępowaniu będzie musiał brać udział wojewoda, na którego terenie znajduje się sporna nieruchomość, a kontrowersyjne wyceny będą weryfikowane przez niezależnych ekspertów.



Jak dowiaduje się nieoficjalnie „DGP”, termin rozprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym ma zostać wyznaczony do końca tego roku.
Jeżeli TK uzna, że przepisy regulujące prace komisji są niezgodne z konstytucją, możliwe są dwa scenariusze:
– Trybunał określi, że jego orzeczenie skutkuje dopiero w przyszłości. W takim przypadku podjęte wcześniej decyzje Komisji Majątkowej będą niepodważalne.
– Jeżeli Trybunał nie dokona takiego zastrzeżenia, to zarządcy nieruchomości przekazanych Kościołowi, np. samorządy, będą mogli ją zaskarżyć w ciągu 60 dni do sądu.
Pozostaje pytanie, dlaczego tak fundamentalną sprawą, gdzie w grę wchodzi własność warta dziesiątki miliardów, Trybunał zajmie się dopiero po 21 latach działania komisji? Prawo do złożenia skargi w TK przysługuje m.in. prezydentowi, premierowi, marszałkom Sejmu i Senatu, 50 posłom i prezesowi Najwyższej Izby Kontroli.
"Nie docierały do mnie żadne sygnały świadczące o niekonstytucyjności działań komisji. Obywatele się nie skarżyli, a my mieliśmy dużo innej roboty" - tłumaczy się prof. Andrzej Zoll.
Prawda jest jednak taka, że politycy bali się otwartego konfliktu z Kościołem. Poza tym, jak zauważa dr Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z UW, decyzje komisji dotyczą majątku państwowego i samorządowego, który rozdaje się lekką ręką. Gdyby w grę wchodził majątek prywatny, zainteresowanie pracami komisji byłoby większe.