I nie są to przypadki jednostkowe. W sprawie o odszkodowanie za nadmierny hałas, spowodowany bliskością lotniska Okęcie, Sąd Okręgowy w Warszawie odroczył aż trzy sprawy – do stycznia (sygn. IV C 1212/09, 1222/09, 1242/09) – bo nie wiedział, komu wierzyć. Lex Omega podał, że ustawa utraciła moc 30 czerwca 2008 r. Strona sejmowa www.sejm.gov.pl oraz LexPolonica twierdziły, że ustawa obowiązuje. Sąd zażądał, aby wydawnictwo wyjaśniło, na jakiej podstawie twierdzi, że ustawa utraciła moc.
W innej sprawie ten sam sąd oddalił roszczenie o odszkodowanie (sygn. IV C 1283/09), uznając na podstawie programu Lex, że sporna ustawa już nie obowiązuje.
Eksperci przyznają, że między tym, co publikują komercyjne systemy, a tym, co zawierają Dzienniki Ustaw i Monitory Polskie, pojawiają się czasem zasadnicze różnice. – Z regulaminu pracy Rady Ministrów wypadły przepisy dotyczące Komitetu Europejskiego, który wciąż funkcjonował – mówi Maciej Berek, prezes Rządowego Centrum Legislacji.
Sądy same decydują, z jakich baz prawnych chcą korzystać. Ministerstwo Sprawiedliwości w to nie ingeruje. Resort sam używa Lex Omega i Lex dla Sędziego i Prokuratora Wolters Kluwer.
Reklama
– Sędzia, urzędnik, prawnik, który ogranicza się do używania popularnych systemów informacji prawnej, a nie weryfikuje brzmienia źródeł prawa w Dzienniku Ustaw, postępuje niesumiennie – ocenia adwokat Jerzy Naumann. To tak jakby nauczyciel wykładał Mickiewicza na podstawie bryków, a nie oryginalnych utworów.
Reklama
Za jednolity tekst ustawy odpowiedzialność bierze państwo. Takiej mocy nie mają producenci oprogramowania. Mało tego, na specjalistycznych stronach internetowych i w sprzedawanych programach zawsze jest zastrzeżenie, że to nie jest oficjalny tekst i nikt nie bierze odpowiedzialności za błędy. Sędziom brakuje jednak cierpliwości i staranności. Zdają się na pobieżne przeglądy i oczywiście co bardziej doświadczonych reprezentantów stron.
Projekt nowelizacji ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych zakłada, że teksty jednolite każdej zmienianej ustawy będą publikowane w Dzienniku Ustaw co najmniej raz na rok, tak aby sąd nie musiał zachodzić już w głowę, któremu programowi zaufać. Tylko czy to wystarczy, żeby rozwiązać problem jakości orzecznictwa?