"Jeśli Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej złożył taką deklarację, to jest to dobra wiadomość; świadczy, że Rosjanie są otwarci na współpracę. Jest to potwierdzenie ich wcześniejszych deklaracji" - powiedział PAP Martyniuk.
Przypomniał, że na początku przyszłego tygodnia polska prokuratura zamierza wystąpić do rosyjskich śledczych w sprawie wydania wraku i oryginalnych rejestratorów Tu-154M. Dodał, że we wniosku zostanie ponowiona prośba o wydanie ich na stałe. Jeżeli będzie to na razie niemożliwe, polska prokuratura chce, by do Rosji mogli pojechać polscy biegli lub żeby - przed zakończeniem postępowania w Rosji - rejestratory udostępnić Polsce czasowo.
Poinformował, że w wystąpieniu będzie lista istotnych świadków, którzy mieliby zostać przesłuchani w Moskwie w obecności polskich prokuratorów. Zaznaczył, że planowane wystąpienie do Rosji będzie najprawdopodobniej miało formę wniosku o pomoc prawną. Byłby to siódmy taki wniosek polskiej prokuratury do strony rosyjskiej.
W ubiegły poniedziałek prokuratura poinformowała, że trwają ustalenia dotyczące wizyty w Rosji prokuratorów zajmujących się postępowaniem w sprawie katastrofy w Smoleńsku. Nie podała terminu wizyty, składu grupy ani zakresu czynności - to jest przedmiotem ustaleń.
W listopadzie ubiegłego roku polska prokuratura wojskowa informowała m.in., że konieczne będzie kolejne przesłuchanie wszystkich osób z wieży kontrolnej w Smoleńsku przy udziale polskiego prokuratora.
W sobotę zakończyła prace rosyjska Komisja Państwowa do wyjaśnienia przyczyn katastrofy polskiego Tu-154M. Komisja została powołana bezpośrednio po katastrofie przez prezydenta Dmitrija Miedwiediewa, a jej pracami kierował premier Władimir Putin.
Jak podały służby prasowe rządu Rosji, wszystkie materiały, którymi dysponowała Komisja Państwowa, zostały przekazane Komitetowi Śledczemu. Komitet (dawniej Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej FR) poinformował, że rosyjscy śledczy w obecności polskich prokuratorów zamierzają ponownie przesłuchać kilku świadków katastrofy. "W lutym Komitet Śledczy FR planuje przyjąć polską delegację i przeprowadzić prace śledcze, zmierzające do usunięcia wszelkich pytań powstających po stronie polskiej" - oświadczył rzecznik Komitetu Śledczego FR Władimir Markin.
W środę raport końcowy w sprawie przyczyn katastrofy polskiego Tupolewa przedstawił Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK). Jego szefowa Tatiana Anodina wchodziła w skład komisji Putina.
MAK za główną przyczynę katastrofy uznał próbę lądowania w warunkach, które na to nie pozwalały. Wskazał na wadliwe przygotowanie lotu, błędy załogi i podatność kapitana na naciski zwierzchników. Powiązał je z brakami w wyszkoleniu polskich pilotów wojskowych. MAK załączył do raportu uwagi strony polskiej, kwestionujące niektóre ustalenia.
Premier Donald Tusk ocenił raport jako niekompletny i zapowiedział, że Polska zwróci się do Rosji o podjęcie rozmów w celu uzgodnienia wspólnej wersji. Nie wykluczył odwołania się do instytucji międzynarodowych, gdyby rozmowy z Rosją się nie powiodły. W sobotę rzecznik rządu Paweł Graś powiedział, że Polska oczekuje oficjalnego stanowiska strony rosyjskiej dotyczącego polskich uwag do raportu MAK.
Komentarze (16)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszePodsumowanie rządu Donalda Tuska: Jeszcze żaden rząd w historii RP, robiąc tak niewiele, nie zrobił tak wiele złego dla Polski.
"Jednak z nowej, grudniowej ekspertyzy fonoskopijnej wykonanej przez polskich ekspertów z Centralnego Laboratorium Kryminalistyki KGP wynika, że załoga TU-154 próbowała "przerwać zaniżanie" wcześniej - gdy prezydencki tupolew był na wysokości 100 m i 2400 m od progu pasa.
Rosja nie chciała ekspertyzy
Jak pisze "GW", jeśli kpt. Protasiuk zareagował od razu po zejściu na 100 m, było to 22 sekundy przed katastrofą. W kokpicie słychać już było ostrzeżenia systemu TAWS: "terrain ahead". Półtorej sekundy później TAWS pierwszy raz alarmował "pull up" (w górę!). I to jest ten moment, w którym Protasiuk decyduje: "Odchodzimy".
Do tej pory nie udało się ustalić dlaczego mimo, że kapitan Protasiuk podjął na czas decyzję o odejściu na drugi krąg, samolot uderzył w ziemię. Nad tym zastanawia się płk Mirosław Grochowski, wiceprzewodniczący polskiej komisji badającej przyczyny katastrofy. Potwierdza, on że załoga TU-154 próbowała wykonać manewr odchodzenia. Dlaczego jej się nie udało? - Tego jeszcze nie mogę powiedzieć, bo to przedmiot bardzo szczegółowych badań komisji. Szukamy odpowiedzi, dlaczego - pomimo podjęcia tej decyzji - lot skończył się tragicznie. Jeszcze nie wiem, czy nasze rozumowanie potwierdzi się w badaniach. To jeden z najtrudniejszych elementów tej sprawy - mówi "GW" płk Grochowski. "
Przypominam również wnioski polskich ekspertów sprzed kilku tygodni, że również wbrew wersji rosyjskiej w kokpicie mogło nie być nikogo poza załogą. Osoby które podejrzewa się o przebywanie w kokpicie tak naprawdę mogły znajdować się w przedsionku, a słychać ich głosy dlatego, że drzwi do kokpitu były otwarte. Moim zdaniem ciało gen. Błasika mogło po prostu wpaść do kokpitu podczas katastrofy.
Rosjanie tak jak zawsze bronią swoich za wszelką cenę. U nich nigdy nie ma winnych. Wystarczy przytoczyć katastrofę Kurska i słynną odpowiedź Putina na pytanie amerykańskiego dziennikarza "Co się właściwie stało z Kurskiem?" Władimir odpowiada "Zatonął". Honoru polskich oficerów w Polsce nie broni nikt.
Więc zamilknij żmijo i odejdz od komputera ka...lio...
"Ladujcie,jak piloci nie chca,to od czego masz tam Blasika..."
..to krazy juz dlugo po Bialorusi,jako podsluchana rozmowa braci Kaczynskich...
A Blasik do pilotów...Dopijamy i spadamy...
"Jako kapitan z 40-letnim stażem, który wylatał 25 tysięcy godzin, dostałem gęsiej skórki, słuchając konferencji MAK. Podano tam nową informację, że przy podejściu do lądowania na wysokości kilkudziesięciu metrów ktoś z załogi majstrował przy wysokościomierzu barycznym. To jest karygodne.
Niestety, załoga popełniła szereg kardynalnych błędów. Przy warunkach jakie tam panowały, nie powinni wykonywać nawet jednego podejścia. Nie przekonują mnie argumenty, że był zły stan lotniska i urządzeń na lotnisku. Oni wiedzieli na jakie lotnisko lecą, wiedzieli jak jest wyposażone. Tym bardziej nie powinni ryzykować.
Nikogo też nie powinno być w kokpicie przy tak trudnym podejściu. Gdy się prawie do końca nie widzi ziemi, to jest niewiarygodny stres dla załogi. Obecność w kokpicie dowódcy i szefa protokołu ten stres spotęgowała. To musiało mieć kolosalny wpływ."
.
zapomniałem dodać że są wysoko opłacani eksperci którzy pod presją będą do skutku będą szukać winy jak najdalej od naszego podwórka..
i są eksperci którzy mają rzetelną wiedzę zdobyta przez lata ciężkiej pracy...
.