Pułkownik Edmund Klich zapowiedział w środę w rozmowie z PAP, że na forum unijnej sieci organizacji badających wypadki lotnicze przedstawi niebawem wyniki badań katastrofy pod Smoleńskiem, łącznie z problemami, jakie Polska napotkała we współpracy z Rosją.

Reklama

"Chodzi o uświadomienie na poziomie UE problemów z badaniem wypadku według załącznika 13 i problemów we współpracy z Rosjanami tak, żeby społeczność UE poznała i była uprzedzona o tym, że z Rosjanami nie tak łatwo się współpracuje" - powiedział PAP Klich w Brukseli, gdzie uczestniczył w posiedzeniu tzw. sieci przewodniczących wszystkich 27 krajowych organizacji badających wypadki lotnicze w UE.

"To może nam zaszkodzić" - skomentował pomysł płk. Klicha prof. Marek Żylicz. "My mamy z Rosjanami porozmawiać. Możemy ich postraszyć, ale nam zależy na bardzo niewielu dowodach, dokumentach czy działaniach z ich strony tam, gdzie mamy braki w informacji czy np. nie uczestniczyliśmy w przesłuchaniach. Niewiele potrzeba nam od Rosjan, żebyśmy wszystko uzyskali, co konieczne, i mogli wykorzystać to w naszym raporcie" - powiedział Żylicz.

Dopytywany przez PAP, Żylicz powtórzył, że stronie polskiej brakuje naprawdę mało od Rosjan. "Wraku nam już nikt nie przywróci. Rosjanie pozwolą nam go wywieźć ogromnym kosztem i trudem. Wtedy go jako relikwię gdzieś złożymy. Rejestratory z kolei muszą nam wydać. Jest to przewidziane w aneksie 13 do konwencji chicagowskiej i w ich przepisach prokuratorskich" - powiedział Żylicz.

Reklama

Wyraził też obawę, że jeżeli już w tej chwili Polska wystąpi na forum międzynarodowym ze skargą, to Rosjanie nic nam nie wydadzą. "Zaprą się. (...) Do czasu rozstrzygnięcia sprawy, za rok czy dwa, oni nic nam nie pokażą. Nie o to nam chodzi" - podkreślił Żylicz. Dodał, że Klich nie powinien podejmować tego typu kroków bez konsultacji z MSZ.



Według Żylicza zarówno skierowanie sprawy do Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa Cywilnego (ICAO), jak i do lotniczych organów unijnych - przed rozmowami z Rosjanami - nie ma sensu. "Byłoby to celowe, gdyby rozmowy z Rosjanami co do uzupełnienia brakujących ze strony rosyjskiej danych i dokumentów nie doprowadziły do pozytywnego skutku. Dopiero wtedy" - zaznaczył Żylicz. "Można tym Rosjan - w jakimś sensie - postraszyć. Można to wykorzystać w rozmowach z nimi, tak samo jak możliwość skierowania sprawy do ICAO" - powiedział Żylicz.

Reklama

Pytany, czego Rosjanie mogą się obawiać instytucji UE, Żylicz powiedział, że MAK może obawiać się zepsucia reputacji. "Instytucje unijne mogą zepsuć opinię MAK-owi. To może być istotne. MAK jest instytucją w pewnym sensie certyfikowaną przez ICAO jako instytucja kompetentna w sprawach badania wypadków lotniczych, także międzynarodowych i wykazanie w ICAO błędów i naruszeń aneksu 13 przez MAK mogłoby zdyskredytować MAK w opinii zarówno ICAO, a także zepsułoby mu reputację w Unii Europejskiej" - powiedział Żylicz.

Przy okazji rozmowy z PAP Żylicz uściślił, że gdyby Polska potrzebowała się zwrócić do ICAO, może skorzystać z różnych dróg. "Można wystąpić nie tylko do Rady ICAO, ale także na zgromadzeniu ogólnym tej organizacji albo do komisji żeglugi powietrznej. Są najrozmaitsze tryby postępowania, które mogą nam pomóc, a dla Rosjan, dla MAK-u być nieprzyjemne".