Pilot zauważa, że po transformacji w rosyjskiej armii, nie mając co zrobić z częścią niższej kadry, jeszcze zdolnej do służby, "wsadzano" takie osoby m.in. do zarządu lotnictwa cywilnego bądź właśnie na stanowiska kontrolerów lotnisk. Ludzie ci nie byli specjalnie szkoleni na stanowiska kontrolerów lotów, jak to np. jest u nas.

Reklama

"W większości były to osoby przypadkowe, niemające dużego doświadczenia w tej materii. (...) Sami też zdawali sobie z tego sprawę, bo jeden z nich zaraz po zderzeniu tupolewa z ziemią wybiegł z wieży, z przerażeniem wykrzykując: +co ja narobiłem!+. A słyszał to jeden z pilotów Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku przed tupolewem" - mówi kpt. pil. Michał Wiland. Pełny tekst rozmowy publikuje dziś "Nasz Dziennik".