W ubiegłym tygodniu przed Sądem Okręgowym w Warszawie przemawiali prokurator i oskarżyciel posiłkowy. Prokuratura domaga się dla oskarżonego dwóch lat więzienia w zawieszeniu na pięć lat. Obrona chce wyroku uniewinniającego. Sędzia Marek Walczak o godz. 15.30 ma poinformować o dalszych decyzjach sądu i ewentualnym terminie wyroku. Według stron procesu nie jest wykluczone, że orzeczenie w sprawie zapadnie jeszcze we wtorek.

Reklama

"Ten proces przez lata był traktowany jako proces polityczny, który ma nieść za sobą próbę rozliczenia tamtego okresu" - mówił w swej mowie mec. Grzegorz Majewski broniący b. szefa MSW. Dodał, że trzeba jednak proces ten traktować jako zwykłą sprawę karną. "Kwestie historyczne i polityczne zostawmy ocenie historyków" - zaznaczył.

Według katowickiej prokuratury Kiszczak umyślnie sprowadził "powszechne niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia ludzi", wysyłając 13 grudnia 1981 r. jako szef MSW szyfrogram do jednostek milicji, mających m.in. pacyfikować zakłady strajkujące po wprowadzeniu stanu wojennego. Zdaniem prokuratury, bez podstawy prawnej Kiszczak przekazał w nim dowódcom "oddziałów zwartych" MO swe uprawnienia do wydania rozkazu użycia broni przez te oddziały, co miało być podstawą działań plutonu specjalnego ZOMO, który 15 i 16 grudnia strzelał w kopalniach "Manifest Lipcowy" i "Wujek".

"Oskarżenia nie rozumiem; prawa nie naruszyłem" - powtarzał wielokrotnie Kiszczak, który nie przyznaje się do winy. Dowodzi, że nie ma związku między zdarzeniami w kopalniach a szyfrogramem, który - jego zdaniem - był tylko przypomnieniem dekretu Rady Państwa o stanie wojennym. W marcu br. Trybunał Konstytucyjny uznał dekrety o stanie wojennym za niezgodne z ówczesną i obecną konstytucją.

Reklama

Mec. Majewski mówił, że w sprawie "dowodem są wyjaśnienia oskarżonego, którym nikt nie zaprzeczył". Dodał, że żaden z funkcjonariuszy ZOMO, którzy wówczas uczestniczyli w działaniach na terenie kopalni, nie wskazał na szyfrogram, jako na powód użycia broni. Według mecenasa w trakcie zajść ranni zostali także milicjanci i doszło do "regularnej walki". "Nie wiem, czy ostatni raz przemawiam przed sądem w tej sprawie, ale liczę, że tak; proszę, żeby sąd miał na względzie zgromadzony materiał dowodowy i prawdę historyczną" - zakończył swą mowę obrońca Kiszczaka.

Kiszczak mówił z kolei przed sądem we wtorek, że "oskarżenie jest niezgodne z prawdą i niepoparte żadnymi dowodami". "W tej trudnej sprawie podejmowałem prawidłowe i rozsądne decyzje (...) nigdy nie podjąłem decyzji zezwalającej na użycie broni" - powiedział. Powtórzył, że nikt nie powoływał się, że działał w oparciu o jego szyfrogram, który miał charakter informacyjny i według jego oceny ograniczał możliwości użycia broni wobec strajkujących.



Reklama

Już wcześniej Kiszczak kilkakrotnie wskazywał, że zakazał użycia broni w "Wujku", gdy zwracał się o to do niego szef MO na Śląsku oraz nakazał wycofanie MO i wojska z kopalni. Dodał, że strzały jednak padły, a milicjanci strzelali "spontanicznie, w obronie własnej". Sąd Najwyższy, utrzymując w 2009 r. wyroki skazujące zomowców spod "Wujka", podkreślił, że użyli oni broni bezprawnie, gdyż nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali "mierzone strzały z bezpiecznej odległości", a ich życiu nie groziło niebezpieczeństwo.

"Historia przyznała górnikom z kopalni +Manifest Lipcowy+ i +Wujek+ rację, ja to rozumiem i szanuję, ale racja historyczna nie jest tożsama z racją prawną" - mówił we wtorek b. szef MSW. Jednocześnie przekazał "wyrazy głębokiego ubolewania" bliskim ofiar tragedii z 1981 r. i poprosił "o sprawiedliwy wyrok".

Górnicy z "Wujka" zastrajkowali 13 grudnia, domagając się m.in. zniesienia stanu wojennego i zwolnienia internowanych. 16 grudnia doszło do starć górników z zomowcami, którzy wdarli się do kopalni. Od ich strzałów na miejscu zginęło sześciu górników, siódmy zmarł kilka godzin później, a dwóch kolejnych - w styczniu 1982 r.

Jest to już czwarty proces Kiszczaka w tej sprawie przed sądem I instancji. W 1996 r. uniewinniono go, w 2004 r. skazano na dwa lata więzienia w zawieszeniu, a w 2008 r. sąd umorzył proces. Wszystkie te orzeczenia uchylił sąd apelacyjny. W sumie te postępowania sądowe wobec niego toczą się już 17. rok. Czwarty proces Kiszczaka w SO ruszył w lutym 2010 r.