Sprawa praw autorskich do wirujących laleczek bączków polskiej prezydencji może znaleźć swój finał w sądzie, a także przed Urzędem Patentowym. O wątpliwościach co do praw autorskich pierwszy pisał kilka miesięcy temu „Newsweek”. Ale od tego czasu spór się jeszcze zaognił.
Maria Veltuzen-Nagrabecka, córka plastyczki Marii Veltuzen, jest przekonana, że zostały naruszone prawa autorskie. – Pierwowzorem jest projekt mojej mamy z lat 1949 – 1950 – mówi w rozmowie z „DGP”. Jak tłumaczy, bączek w kształcie laleczki tancereczki stał się powszechnie znany.
– Laleczki prezydencji powtarzają ten sam pomysł, są łudząco podobne, różnią się jedynie wielkością i drobnymi szczegółami kształtu – podkreśla Maria Veltuzen-Nagrabecka.
Bączki prezydencji zaprojektowała Monika Smaga, produkuje je razem z mężem Krzysztofem. Jak oboje podkreślają, są inspirowane sylwetką tancerki, które powstawały już przed projektami Marii Veltuzen, pod koniec XIX w. – Natomiast idea połączenia bączka zabawki i sylwetki tancerki nie podlega ochronie praw autorskich, podobnie jak stroje ludowe, które są dziedzictwem kulturowym – tłumaczy Krzysztof Smaga.
Reklama
Ale Marii Veltuzen-Nagrabeckiej to nie przekonuje. Jej pełnomocnik, radca prawny mec. Michał Błeszyński, twierdzi, że jego mocodawczyni domaga się ochrony praw autorskich oraz kompensaty majątkowej. Oraz „ustalenia czytelnych zasad eksploatacji utworu przyszłości”.
Reklama



Z kolei prawnicy projektantów przekonują o niezależnie stworzonym utworze. – Bączki zostały zarejestrowane w Urzędzie Patentowym już w kwietniu. Nie ma podstaw do kwestionowania praw autorskich, przedstawiliśmy w tej sprawie opinię prawną i eksperta wzornictwa – mówią Monika i Krzysztof Smaga, autorzy bączków.
Co na to MSZ, które zleciło im wyprodukowanie kilkunastu tysięcy drewnianych, ręcznie malowanych bączków za prawie milion złotych? – MSZ, rząd, prezydencja nie są stroną w tej sprawie. MSZ nabyło określoną liczbę bączków, ale nie prawa autorskie. Autor bączków zarejestrował wzór przemysłowy w Urzędzie Patentowym – podkreśla Konrad Niklewicz, rzecznik prezydencji. Przyznaje, że MSZ podjęło próby skontaktowania ze sobą skonfliktowanych stron.
Do spotkania doszło kilkanaście dni temu. Ale strony pozostały przy swoich stanowiskach i nic nie wskazuje na to, by miało dojść do ugody.
Sprawa może mieć zresztą finał nie tylko w sądzie, lecz także w Urzędzie Patentowym. Maria Veltuzen-Nagrabecka zamierza bowiem złożyć skargę i wszcząć postępowanie sporne. Tyle tylko, że zgodnie z prawem może to zrobić dopiero po tym, jak Urząd Patentowy opublikuje swoją decyzję o rejestracji wzoru. A tak się ciągle nie stało, bo – jak wynika z naszych informacji – do urzędu od kilku miesięcy nie wpłynęła opłata od projektantów, która wynosi 470 zł. To zaś oznacza, że de facto bączek wciąż nie jest opatentowany.